niedziela, 27 grudnia 2015

Rozdział 11 cz.2 "Wspomnienia bolą"

***W tym samym czasie, baza***

Perspektywa Niall’a:

Kiedy zadzwoniła do mnie Sopha i powiedziała co się stało od razu wsiadłem w samochód i przyjechałem do biura. Jak tylko wpadłem do biura to zacząłem szukać Emmy. Zobaczyłem chłopaków w centrum dowodzenia więc tam wszedłem i kiedy zobaczyłem Em od razu do niej podbiegłem.
-Nic ci nie jest, jesteś cała?- zasypałem ją pytaniami -Tak jestem cała spokojnie.-odpowiedziała a ja już nie mogłem wytrzymać
-Jak mogłaś pojechać tam, zabroniłem ci a i tak zrobiłaś to. Tak samo było jak pojechałaś po odbiór innej broni tez ci zakazałem a ty swoje. Czy ty w ogóle myślisz?- wykrzyczałem
-Nie możesz i nie masz prawa mi mówi co mam robić. Po pierwsze nie jesteś moim rodzicem a po drugie mam swój rozum i wiem co powinnam robić i jak się zachowywać. Nie mam już 5 lat. Jak coś ci przeszkadza to nikt cię nie trzyma i możesz sobie iść skoro nie odpowiada ci moje zachowanie. Dobrze wierz jak jest i powinieneś zdawać sobie sprawę z tego jakie zagrożenia mogą mnie spotkać przy kupnie czy sprzedaży dragów itp. Skoro sam siedzisz w tym interesie i to nie od wczoraj.-także wykrzyczała na mnie ale tego co powiedziała nigdy bym się nie spodziewał-Jeszcze jedno, jak nie umiesz zaakceptować tego co robię choć powinieneś bo sam robisz dokładnie to samo to wybacz ale nie możemy być razem. Ja nie zrezygnuje z tego co kocham dla kogoś kto nie akceptuje tego. Wybacz i żegnaj.-w tym momencie nie wiedziałem co mam powiedzieć nawet nie mogłem się ruszyć. Po prostu mnie zatkało. Wpatrywałem się w miejsce w którym jeszcze chwile temu stała Emma. To nie może być prawda.
Perspektywa Emmy:
Wybiegam z domu jak najszybciej, nie mogłam patrzeć na Niall’a. Nie teraz. Usiadłam na schodach i nie miałam już siły powstrzymywać tych łez. Płynęły ona teraz swobodnie o moich polikach jak wodospad. Rose w szpitalu walczy o życie a on ma jeszcze czelność na mnie naskakiwać i wyrzygiwać mi co zrobiłam źle. Po jakimś czasie poczułam czyjąś dłoń na plecach miałam nadzieje, że to Niall. Odwróciłam głowę i zobaczyłam Liam’a.
-Mogę się dosiąść?- zapytała nie pewnie, ja jedynie pokiwałam głową na tak.- Nie powinienem wtrącać się w wasze sprawy ale… każdy z was ma trochę racji w tym co mówił. Niall  chciał cię chronić przed tym co się zbliża i dlatego cię ograniczał i tyle ci zabraniał. Kocha cię i nie wyobraża sobie życia bez ciebie. Widziałem, że zaczyna przeginać z tą ochroną i powiedziałem mu ale on mnie olał i nie chciał słuchać. Sam zabroniłem Sophi kilku rzeczy ponieważ boje się o nią ale nie zamykam jej w klatce jak chciał to zrobić on.-powiedział a ja poczułam się źle z tym co zrobiłam ale juz nie mogłam tak dalej to za bardzo mi przeszkadzało i wiedziałam, że musze postąpić drastycznie bo inaczej to niemiałoby żadnego skutku.
-Rozumiem, że o mnie boi ale są pewne granice których nie powinno się przekraczać a on to zrobiła. Musiałam tak postąpić bo do niego to inaczej by to nie dotarło. Pewnie teraz cierpi ale ja też cierpię. Nie chciałam aby tak to się zakończyło ale musiałam.-powiedziałam a kolejne łzy opuściły moje oczy. Liam mnie przytulił i zaczął uspokajać a ja w tym momencie jeszcze bardziej się rozpłakałam.
-Choć zawiozę cię do domu. Wszyscy jesteśmy zmęczeni i wykończeni po tym co się stało. Powinnaś odpocząć i ochłonąć trochę. Jak coś będę wiedział to na pewno cię powiadomię.- powiedział kiedy wsiadaliśmy do auta
~***~

Kiedy weszłam do domu od razu pobiegłam do pokoju i rzuciłam się na moje kochane łóżeczko. Spojrzałam na zdjęcie moje i Nialla jak byliśmy na wyjeździe całą paczką nad jeziorem to tam zapytał się mnie o to czy zostanę jego dziewczyną. Teraz wszystkie wspomnienia, każda rzecz czy czynność będą mi o nim przypominać a to będzie jeszcze bardziej boleć. Nie dam rady tak muszę coś z tym zrobić.

Perspektywa Mark’a:



-Panie doktorze co z Rose, jak ona się czuje i co z dzieckiem?- zapytałem od razu jak weszliśmy do gabinetu
-Proszę usiąść. Pańska córka, żyje ale jest w farmakologicznej aby jej stan mógł się poprawić. Niestety dziecka nie zdołaliśmy uratować ale ono uratowało swoją matkę. Gdyby nie to, że Rosemarie była w ciąży obrażenia byłyby o wiele większe i moglibyśmy jej w ogóle nie uratować. Dziecko zmniejszyło obrażenia i ich rozległość. Przykro mi bardzo.-powiedział lekarz a ja nie mogłem w to uwierzyć, spojrzałem na Lou były widać, że jest załamy z tego powodu. Jego pierwsze tak wyczekiwane dziecko umarło jeszcze przed narodzinami.
-Czy można wejść do Rose? –zapytał
-Dzisiaj jest to nie możliwe ale w przeciągu dwóch dni jak jej stan się poprawi to na pewno. Przepraszam panów ale musze iść zobaczyć co u pacjentów. Gdyby mieli panowie jakiekolwiek pytania to proszę dzwonić lub przyjść.-odpowiedział i podał mi wizytówkę u wyszliśmy z pokoju. Lekarz pokazał nam jeszcze gdzie leży Marie i udał się do pacjentów. Kiedy tak parzyłem na nią była taka spokojna i nic nie wskazywało na to co miało miejsce kilka godzin temu. Widziałem jak Louis powstrzymuje emocje, podszedłem do niego bo nie mogłem patrzeć jak się męczy.
-Daj upust emocją i nie masz się czego bać to nie jest wstyd okazywać uczucia nawet takim osobom jak my.-wyznałem i przytuliłem go jak własnego syna za którego go uważałem. Staliśmy tam jeszcze z kilka minut i pojechaliśmy powiadomić wszystkich jak się ma sytuacje a po za tym musiałem im powiedzieć i naprowadzić na dobrą drogę po tym co się stało bo nie sądzę aby nie byli spragnieni zemsty za to. Powiadomiłem już Alce co z Ro i podkoloryzowałem trochę niech się pocieszy z tego co osiągnęła. Nawet nie zdaje sobie sprawy, że za jakiś czas może znaleźć się za kratami już na wiele, wiele lat.

sobota, 28 listopada 2015

Rozdział 11 cz.1 "Tracimy tych których najbardziej kochamy"

***3 miesiące później,18.07.2014r.,piątek***

Perspektywa Rosemarie:

Kate sprawdza się świetnie, szybko się wszystkiego nauczyła i obecnie przejęła większość moich obowiązków. Jestem już w 5 miesiącu ciąży i Lou skacze dookoła mnie jakbym była jajkiem. Zajmuje się sprawami biurowymi ze względu na mój stan i nalegania Louisa. Dziewczyn się ze mnie nabijają,że tak już będę pracować do końca życia bo nie pozwoli mi wrócić w teren po porodzie. To się jeszcze okaże kto wygra ten pojedynek. Poszperałam jeszcze w kilku miejscach i wiem więcej o tej Alice i gangu w którym jak się okazało nadal jest lecz dowodzi nim syn tego Thomasa razem ze swoimi kumplami. Kiedy tata się dowiedział o wszystkim był w szoku ale powiedział, że spodziewał się tego i mamy się zachowywać tak jak do tej pory a on wymyśli co dalej. Boje się,że wojna po miedzy gangami nadchodzi i jestem już na to przygotowana jak reszta. Chłopcy uzupełniają arsenał a ja szukam nowych dostawców broni. Na wszelki wypadek Mark wysłał El i Jo do dziadków i naświetlił im sprawę jak to wygląda. Szykujemy się na najgorsze i tego nie da się ukryć.

***tydzień później,25.07.2014r.,piątek***

Dzisiaj mamy odebrać cześć broni od dostawcy i jedziemy na miejsce transakcji. Jadę z Liamem, Harrym, Zaynem i Emma. Mam dziwne przeczucie,że ten dzień nie skończy się za dobrze dla nas wszystkich.Kiedy dojechaliśmy na miejsce zauważyłam dwa czarne Suvy. Wysiadła z nich szóstka mężczyzn. Nagle jeden z nich zaczął strzelać. Szybko schowaliśmy się za drzwi aut i zaczęła się strzelanina. Dwóch z nich rozpoznałam. Postrzeliłam jednego z nich i pobiegłam pomóc Em która nie miała broni i musiałam jej przynieść w tym czasie Liam miał mnie osłaniać. Louis się wścieknie kiedy dowie się, że pojechałam z nimi bez jego zgody i wiedzy ale ja musiałam.Mam dość siedzenia przy biurku jak w jakim pieprzonej korporacji, to nie dla mnie.
-Liam teraz.-dałam mu znać a on zaczął strzelać i trafił jakiego gościa a ja w tym czasie zdążyłam przebiec do dziewczyny i podać jej broń. Okazało się ,że amunicja nam się kończy więc byłam zmuszona zadzwonić do Tommo i powiedzieć mu o wszystkim. Wyjęłam telefon z kieszeni i wykręciła do niego numer.
-Louis musisz przyjechać do opuszczonych magazynów, wziąć ludzi i amunicje bo nam się kończy, to pułapka była.Nie mam czasu ci teraz wszystkiego tłumaczyć. Streszczaj dupę i przyjeżdżajcie szybko.-powiedziała i rozłączyłam się nie czekając na jego odpowieć. Okazało się,że mój magazynek jest już pusty. Więc szybko wymieniłam i zaczęłam strzelać.

Perspektywa Louisa:

Byłem akurat w drodze do biura kiedy mój telefon dał znać, że ktoś do mnie dzwoni. Spojrzałam na ekran i się uśmiechnąłem. Przesunąłem palcem po ekranie i odebrałam.
-Louis musisz przejechać do opuszczonych magazynów,wziąć ludzi i amunicje bo nam się kończy, to pułapka była.Nie mam czasu ci teraz wszystkiego tłumaczyć. Streszczaj dupę i przyjeżdżajcie szybko.-usłyszałam strzały i głos mojej dziewczyny. Jakim cudem ona tam się znalazła i dlaczego słyszę starzały. Powinna siedzieć w bazie a ona jest w terenie. Kiedy się rozłączyła szybko zadzwoniłem do Marka
-Jedz szybko do opuszczonych magazynów i zabierz arsenał.Wdali w  pułapkę i Ro jest z nimi. Jadę do bazy po wyposażenie i po ludzi, widzimy się na miejscu.-powiedział i się rozłączyłem.Wykręciłam kolejny numer  do Sophi aby powiadomiła resztę aby byli już gotowi.
-Powiedz ludziom aby się przygotowali wzięli amunicje i bron będę za 5 minut.-wyznałem i rozłączyłam się rzucając telefon na siedzenie i dodałem gazu. To jest jakaś sen i to nie może się dziać na prawdę.


Wierzdzając na posesje już widziałam czekających na mnie chłopaków.Szybko wysiadłam zabrałem od nich co moje i wsiedliśmy z powrotem do aut i ruszyliśmy w stronę magazynów. Cały czas mam nadzieję, że to nie dzieje się na prawdę a Rose mnie w to wkręca. Kiedy zbliżaliśmy się do tych nieszczęsnych magazynów usłyszałem strzały i dotarło do mnie, że to wszystko dzieje się na prawdę. Wiedziałem już, że muszę ochraniać Marie i nasze maleństwo a reszta będę martwił się później. Wziąłem broń i wysiadłam z auta. To co zobaczyłem było jak najgorszy sen. Zayn, Liam i Harry strzelali zza jednego auta a dziewczyny ze drugiego. Szybko  pobiegłam do nich i dałem im po jednym magazynku. Zdążyliśmy w samą porę. W tym czasie pojawił się też Mark ze swoja grupą. Ustawili się na miejsca i zaczął się ostrzał. Nasz wróg miał snajperów więc było jest jeszcze bardziej niebezpiecznie niż sądziłem. Nagle zorientowałam się, że koło mnie nie ma już Rose. Szukałam jej wzrokiem ale nie mogłem dostrzec, to nie jest śmieszne. Zauważyłem ja w czasie kiedy chciał przedostać się do bagażnika auta Hazzy i w tym momencie złapała się za brzuch i upadła. Nie tylko nie to.
-Rosemarie!!!-krzyknąłem i nie zważając na strzały podbiegłem do niej i zabrałem ja z linii strzału. Kiedy byliśmy w bezpiecznym miejscu zobaczyłem jak jej jasna koszulka zabarwia się na czerwono. To…to nie może być to.
-Louis ja…ja przepraszam…to nie tak…wybacz. Chciałam pomóc a wyszło jak zawsze.-powiedział i straciła przytomność.
-Nie mogę cię stracić nie teraz kiedy będziemy prawdziwą rodziną. Nie kiedy już się zaczęło układać. Rose proszę nie zostawiaj mnie.-powiedziałem a raczej wykrzyczałem i poczułem jak coś mokrego spływa po moim poliku. Wziąłem ją na ręce i zabrałem do auta i odjechałem z piskiem opon w strona szpitala. Nie dam jej odejść, jeszcze nie teraz.

Nawet nie wiem kiedy znalazłem się pod szpitalem. Wziąłem ja na ręce i wbiegłem do budynku. Akurat jakaś pielęgniarka przechodziła i kiedy nas zobaczyła od razy zawołałam lekarz i kazał iść za sobą. Położyłem ja na łóżko ale ona się nie ruszała. Blada jak trup. Nie ona nie może umrzeć nawet nie dopuszczam takiej opcji do siebie. Wyprosili mnie z Sali i kazali czekać. Jak Kuźwa mam czekać kiedy tam leżą dwie najważniejsze dla mnie osoby.
-Ona jest w ciąży.-zdążyłem jeszcze krzyknąć za nim całkiem mnie wypchnęli z Sali. Nagle do Sali wbiegł jeszcze jeden lekarz i kilka pielęgniarek. To nie wróży nic dobrego. Ja muszę być przy nich w tym momencie. Nie mogę ich zostawić.

Perspektywa Mark’a:

Rose pokazała mi abym ja osłaniał bo musi dostać się do auta po zapasową broń. Pokazałem jej, że może już iść i nagle usłyszałem strzał i zobaczyłem jak leży na ziemi trzymając się za brzuch. Nagle Lou do niej podbiegł i odciągnął ją w bezpieczne miejsce. Widziałem jak coś do niego mówi i nagle jej głowa osunęła się na jego nogi. To tak się szybko działo, że nie wiem kiedy a już ruszył z piskiem opon. Proszę niech to się tak nie skończy. Obiecałem, że będę ją chronił  i tego nie zrobiłem. Zobaczyłem snajpera na dachu wymierzyłem i trafiłem go. Wiedziałem, że to on ją postrzelił. Byłem w takim amoku i nie zauważyłem jak zakończyła się strzelanina i moi ludzie złapali jakiego chłopaka. Jest podobny do kogoś ale nie mogę sobie przypomnieć do kogo. Reszta jego ekipy zwiała jak tylko nadarzyła się okazja. W takim razie pora się zabawić. Załadowali go na pakę i ruszyli a ja musiałem jeszcze sprawdzić co z resztą.
-Wszystko dobrze dzieciaki?- podszedłem do ich grupki i zobaczyłem jak Emma opatruje Zayn’a- Co się stało tak w ogóle tutaj?
-Przyjechaliśmy odebrać broń którą zamówiła Ro. Kiedy wjechaliśmy tutaj z aut wysiadło sześciu facetów i zaczęli strzelać. Gdyby nie to, że kończyła nam się amunicja Roza nie dzwoniłaby do Lou.- odpowiedział Liam- Właśnie a gdzie oni są?
-Pojechał z nią do szpitala bo oberwała i straciła przytomność. To moja wina bo nie zauważyłem snajpera wcześniej. Miałem ją osłaniać i zawiodłem a teraz mogą nie przeżyć tego z mojej winy. Dacie sobie radę to ogarnąć sami a ja skontaktuje się z Tomlinsonem i pojadę do nich.-powiedziałem
-Jedź do nich i jak coś będziesz wiedział to daj znać. Będziemy w bazie jak coś bo musimy wszystko ogarnąć i policzyć straty.-odpowiedział Harry a ja wsiadłem do auta i chwyciłem za telefon.
-Louis w którym szpitalu jesteście?- zapytałem od razu kiedy odebrał
-Na St.Patric’a.- odpowiedział a ja się rozłączyłem i ruszyłem w ich stronę

Wbiegłem do budynku i zacząłem szukać bruneta. Zauważyłem go kiedy przechodził przez korytarz. Ruszyłem w jego stronę i dopiero teraz zauważyłem po jego minie, że dobrze nie jest. Zauważyłem napis „Sala operacyjna”. Nie to nie może być prawda. Niestety jego wyraz twarzy wyrażała wszystkie uczucia i potwierdziło  moje obawy.
-Co jest, co z nimi?- zapytałem
-Operują ja od godziny a pielęgniarki wybiegają i wbiegają tam i nic nie mówią a ja tu już waruje. Nie chce ich stracić. Mam już tyle planów na przyszłość a moje plany zawsze wypalają nie jestem nauczony porażek.-wyznał i schował twarz po między dłonie. Szkoda mi chłopaka bo widzę jak się stara i ile wkłada serca w to wszystko. Świata nie widzi po za Rose, jestem pewny, że będzie świetnym ojcem i mężem w przyszłości. Nawet nie wiem ile tak siedzieliśmy a z Sali wyszła pielęgniarka.
-Panowie są z rodziny Rosemarie Hathaway?- zapytała
-Ja jest ojcem.-powiedziałem i podniosłem się z krzesła tak jak Louis
-Proszę za mną lekarz chce z panem rozmawiać.-dodał i ruszyła
-Lou choć tez powinieneś wiedzieć co z nią.-powiedziałem i ruszyliśmy za nią. Mam dziwne przeczucie, że to nic dobrego nie wróży i spodziewam się najgorszego. Nie dotrzymałem obietnicy i zawiodłem jej ojca.

niedziela, 15 listopada 2015

Rozdział 10 "Zemsta jest słodka"

Rozdział zawiera wulgaryzmy czytasz na własna odpowiedzialność!!!

***Kilka godzin później,16:00***

Perspektywa Louis’a:

Wczoraj kilku chłopaków miało zawieść trochę kasy do banku dla bezpieczeństwa. Nikt przy zdrowych zmysłach wie, że nie trzyma się dużej gotówki w sejfie i to na dodatek w domu nie ważne jak dobry by on był. Niestety sam nie mogłem ponieważ miałem spotkanie w firmie razem z Liam’em i kilkoma pracownikami. Ktoś musiał wiedzieć o tym kursie bo przygotował pułapkę i ucierpiały 2 osoby a jedna z nich zginęła. Jak dorwę tych sukinsynów to zapłacą za to. Nie odpuszczę. Dobrze wiem, że to był zamach na mnie a przez to ucierpieli niewinni. Dlatego też zwołałam spotkanie i to nie przypadek, że Kat ma na nim być. Musze z nią porozmawiać o jej wstąpieniu w nasze szeregi. Wiem, że to nie za dobry czas ale nie mam wyjścia muszę to zrobić.
-Wybaczcie, że was ściągnąłem ale muszę wam powiedzieć o kilku ważnych niecierpiących zwłoki sprawach. Po pierwsze wczoraj w wypadku który był zasadzka na mnie zginą jeden z naszych ludzi Bob O’braian a drugi został poważnie poturbowany i leży w szpitalu. Mam nadzieje, że Max z tego wyjdzie i wróci cały. Kolejna sprawa to taka, że w czasie tego wypadku skradziono 5 tysięcy funtów. Fakt to nie dużo kwota lecz była przeznaczona na fundacje którą wspomagamy jak dobrze wiecie. Będziemy zmuszenie uszczuplić nasza kolejna dostawę aby mieć co dąć dzieciakom. Po trzecie. Kate muszę z Tobą porozmawiać na osobności, to ważne.-wyznałem i spojrzałem wymownie na dziewczynę
-Ja również muszę z Tobą porozmawiać.-odparła a ja wróciłem do kontynuowania spotkania.

***jakiś czas później***

-Louis była u mnie ostatnio Rose i złożyła mi pewną propozycje. Po rozważeniu za i przeciw podjęłam decyzje i jeśli twoja propozycja o dołączeniu mnie do gangu nadal jest aktualna to wiedz, że wchodzę w to tylko muszę wiedzieć co i jak mam robić i co będzie wchodzić w mój zasięg zadań.-wyznała kiedy tylko weszliśmy do mojego a raczej wspólnego biura
-Wow zaskoczyłaś mnie tym. Sam chciałem ciebie prosić abyś jednak rozważyła dołączenie do nas ale skoro już podjęłaś te decyzje. W takim razie witam w naszych szeregach.-wyznałem i podałem jej dłoń- Choć muszę cie przedstawić reszcie.-dodałem i udaliśmy się do pozostałych.
-Kochani proszę o jeszcze chwile uwagi. Przedstawiam wam Kat która od dzisiaj wstąpiła do naszej rodziny. Mam nadziej, że zajmiecie się nią tak jak należy i pokażecie czym się zajmujemy i jakie będą jej zadania, a ty-pokazałem na Zayn’a -robisz za jej prywatnego osobistego ochroniarza i mam w dupie, że musisz uspokoić Perrie. Jak coś się jej stanie to ty jako pierwszy oberwiesz i ciebie rozliczę. Jasne?- powiedziałem i dałem mu do zrozumienia, że mówię szczera prawdę i nie żartuje. Dziewczyny od razu zajęły się naszym nowym nabytkiem ja zamieniłem jeszcze kilka zdań z chłopakami. Nie ukrywam, że po słowach o Perrie mało mnie nie zabiła wzrokiem. Musiała się pojawić kiedy byłem na rozmowie z Katherin. Nie znoszę  jej od samego początku i nie kryje się z tym tak samo jak Rose czy Hazz.
-Zan skarbie możemy porozmawiać? -odezwała się ta ździra a mnie na sam jej głos robiło się nie dobrze. Mulat kiwnął głową i wyszli z pomieszczenia

Perspektywa Zayn’a:


Wiedziałem, że szykuje się kolejna awantura z Pezz. To było do przewidzenia, teraz tylko tak rozmawiamy jeśli to tak można ująć.
-Masz powiedzieć Louis’owi, że nie będziesz niańczyć tej smarkuli i ma dać ja pod opiekę innemu a nie tobie. Nie pozwolę na to abyś zajmował się nią i nie mną. To ja jestem twoja dziewczyna i mnie należy się spędzanie czasu z Tobą. Rozumiesz to? -wyznała a raczej wydarła się prosto w twarz
-Rozumiem ale wiedz, że to moja praca a jak chcesz abym  miał za co spełniać  twoje zachcianki to niestety ale musisz to zdzierżyć a jak coś ci się nie podoba to ja cie nie trzymam droga wolna tylko pamiętaj nie ma powrotu już wiec radze się zastanowić co wolisz. Wybór należy tylko i wyłącznie do ciebie.-dodałem i wróciłem do pozostałych. Mam jej już dość niech sobie odpuści chociaż za dobrze ja znam i wiem, że to proste nie będzie. Obiecałem siostrą, że wrócę dzisiaj nie za późno i będziemy mogli spędzić wieczór wspólnie więc powinienem się zbierać do domu.
-Ja już będę uciekać bo jak nie zjawie się za jakiś czas w domu to siostry mnie zabiją.-powiedziałem do chłopaków- Kati mogę cię odwieść jak chcesz.
-Jak to nie problem to mogę się zabrać z tobą. Późno już a chce jeszcze ogarnąć lekcje.-odpowiedziała i pożegnała się ze wszystkimi tak jak ja i wyszliśmy.
-Co z Perrie nie wraca z Tobą?- zapytała
-Nie chce o niej rozmawiać. Wole wiedzieć dlaczego zdecydowałaś się dołączyć do nas?- zapytałem a na jej twarzy wymalowane było zamyślenie
-Trudno mi powiedzieć, sporą część mojej decyzji zawdzięczam Tobie i Rose, nie gadajmy o tym oky?
-Jak uważasz.-dodałem i resztę drogi spędziliśmy w ciszy ale nie była ona męcząca tak jak to ma miejsce kiedy jadę z Pezz.

Perspektywa Perrie:

Zniszczę ta mała sukę a ona nawet nie będzie wiedziała o tym. Ze mną się nie zadziera bo można mocno ucierpieć. Zayn jest mój i tylko mój. Nie można zabierać czyjejś własności. Zobaczymy kto wygra ten pojedynek.

Perspektywa Emmy:

Postanowiłyśmy z Ro i Sophią obgadać sprawę Cat i ustalić co można jej dać zadania. Jestem w szoku, że się zgodziła ale i zadowolona. Nie ukrywam również smutku przez to co się wydarzyło z tymi chłopakami. Wyczuwam duża wojnę po miedzy gangami i zbliża się ona coraz szybciej. Nie jest dobrze i potrzeba nam pomoc w trybie pilnym. Z tego co wiem to Mark już został powiadomiony o wszystkim i podobno ma jakiś plan ale nie chce go jeszcze ujawniać. Ostatnio też Rose coś odkryła i chce nam o tym powiedzieć i poznać nasze zdani zanim powie o tym innym. Zastanawiam się nad tym całym zamachem na Lou, kto i dlaczego chciał go zapić, wiemy o konkurencyjnym gangu który uaktywnił się ostatnio ale nie mamy dokładniejszych danych na jego temat. Wszystko teraz wydaje się podejrzane.
-Tato jesteśmy już.-powiedziała Marie kiedy weszłyśmy do jej domu.
-Rooo!!!-usłyszałyśmy pisk i pojawiła się Elizabeth. Uwielbiam tą małą jest pełna energii i nigdy nie ma dość
-Hej słońce, gdzie masz brata i tatę? -zapytała jej siostra
-W salonie grają w coś a ja się nudzę bo mama wyszła załatwić coś ważnego.-wyznała dziewczyna i poszłyśmy do salonu za nią. Ciesz się, że w końcu ma prawdziwy dom i rodzinę, zasłużyła na to. Tak jak mówiła El ta dwójka siedziała przed telewizorem i wczuwała się w grę nie zwracając nawet uwagi na nas.
-Jak dzieci. Długo już tak grają skarbie?- zapytał Roza
-Od obiadu kiedy mama wyszła. Poszłam do siebie kiedy oni zaczynali a jak zeszłam jakiś czas temu to nadal grali. Nudzi mi się, pobawicie się ze mną.-odpowiedziała i spojrzała na nas tymi swoimi słodkimi oczami, jak tu odmówić takiemu dziecku.
-Oczywiście. -powiedziałam i wzięłam ją na ręce i razem z Sop poszłyśmy na gore a Ro została załatwić jedna rzecz w salonie. Kiedy weszłyśmy do pokoju Bethi zobaczyłam mnóstwo zabawek i pokój w różnych odcieniach różu. Typowa dziewczynka sama miałam taki różowy pokój i brat zawsze ni dokuczał tym, że jak tu wchodzi to chce mu się rzygać od tego koloru i jednorożców. Tak miałam manie na ich punkcie i nadal mam ale już mniejsza. Z tego się tak szybko nie wyrasta.
-Wybaczcie, że musiałyście tyle czekać ale musiałam się rozprawić z pewnymi osobami.-powiedziała Rosemarie -Eliza gdzie masz tą fajna grę planszową którą dostałaś od taty?
-Zaraz przyniosę. -odpowiedziała i zniknęła za drzwiami
-Pamiętacie jak mówiłam wam, że mam pewne wątpliwości co do Alice? No więc trochę poszperałam w necie i w aktach policyjnych i dowiedział się sporo rzeczy na jej temat.12 lata temu wyszła z więzienia, dostała 3 lata za włamanie i narkotyki ale za dobre sprawowanie wypuścili ja po półtora roku. Od około 10 lat jest z Markiem. Ale to nic co znalazłam. Gang z którym mamy najprawdopodobniej problemy to gang w którym ona była. Nie wątpię w to, że nadal jest. Z pewnych źródeł wiem, że była w związku z bossem tego gangu przed aresztowanie. Był to nie jaki Thomas George.-kiedy mówiła nam o tym byłam w szoku ile informacji zgromadziła i gdzie tego musiała szukać, że ma tak dokładne dane. Podziwiam ja za to ale ona jak się uprze zawsze znajdzie to czego potrzebuje za wszelka cenę. Dlatego to ona zawsze szperała aby dowiedzieć się czegoś na temat nowych członków naszego gangu. Chłopaki zawsze chcieli wiedzieć na czym stoją i kim jest dana osoba.-Z tego co się dowiedziała i poszperałam trochę starszych informacjach. Dowiedziałam się, że gang z którym wojnę toczył mój tata i Mark to ten sam którym kierował ten facet i w którym była Alice i to najprawdopodobniej przez tego całego Thomasa mój tata zginął. Mogła bym wam opowiadać jeszcze długo ale nie oto chodzi nie mamy na to czasu. To co ważne to już wiecie.-dokończyła a w tym czasie pojawiła się Elizabeth
-Musiałam poprosić tatę o pomoc i trochę trwał bo musiał dokończyć jakąś tam rundę w grze z Jo.-powiedział i rozłożyła grę i zaczęłyśmy zabawę.

Perspektywa Alice:

Te szczyle nie znają się na robocie wszystko umieją popsuć. Nie każdy dziedziczy dobre cechy po rodzicach. Może i Max jest synem bossa tego gangu ale jak nikt inny umie spartolić robotę. Fakt jego ojciec nadal mu pomaga i to dlatego ten gang jeszcze funkcjonuje. On i jego koledzy to totalni nie dacznicy.
-Powiedzcie mi jak można spieszyć tak łatwą akcje, pytam się jak. Mięliście wszystkie informacje a ja dowiaduje się dzisiaj, że załatwiliście nie tych gości co trzeba a co najlepsze jeden z nich żyje i ma się nie najgorzej.-wykrzyczałam jak tylko weszłam do gabinetu tego pożal się Boże Maxa i jego kolegów.

-Al  spokojnie .Ten cały Louis czy jak mu tam wcale ni jechał tym autem. Fakt dobrze podałaś markę auta i numery rejestracje i to, że będą mieli hajs przy sobie ale nic więcej wiec przymknij tą jadaczkę i posłuchaj mnie w końcu. -odezwał się Silva
-Jak śmiesz się do mnie tak odzywać. Kiedy ty jeszcze robiłeś w pieluchy i miałeś mleko pod nosem ja już robiłam przekręty i sprzedałam dragi. Wiec to ty smarkaczu mnie posłuchaj. -ręce opadają i nie mam siły do nich. W tym czasie otworzyły się drzwi gabinetu i pojawił się Tom.-Ja nie wiem jak mogłeś im przekazać ten interes kiedy oni się nie znają na tym i nie potrafią wykonać najprostszej akcji.-powiedział do Thomasa a on tylko się spojrzała na mnie a potem na tych kundli.
-Wiem o tym i znam całą sytuacje. Też nie jestem zadowolony ta sytuacja ale ty sama tez nie jesteś bez winy. Powiedziałaś, że będzie jechał tam ten cały Louis Tomlinson i ktoś jeszcze z nim dla obstawy a tak na prawdę  był kto inny i jak to wytłumaczysz.-powiedział a ja nie mogłam wydobyć z siebie żadnego słowa-Dlatego proszę cie abyś na drugi raz dokładnie sprawdziła informacje i nie zwalała wszystkiego na mojego syna i jego kolegów. Nie zapominaj, że do póki ja żyje to nadal w pewnym stopniu dowodzę tutaj. To, że kiedyś coś nas łączyło nie upoważnia cię do panoszenia się tutaj. Pamiętaj, że ja zawsze mam asy w rękawie i mogę je wykorzystać i cie zniszczyć.
-Nie pozwolę aby ktoś taki jak ty mnie zastraszał. Dzięki mnie i moim zdolnością zdobyłeś wiele. Beze mnie byś zginął i nie miął tego wszystkiego. Pamiętaj.
-Żebyś się nie przeliczyła. Uważaj na siebie bo wszystko może się wydarzyć.-dodał i opuścił biuro
-Podobno masz dla nas jeszcze jedno zadanie więc zamieniam się w słuch.-odezwał się Tom
-Mam ale jak to spaprzecie to nie ręczę za siebie i nie będą patrzeć nawet na Tohomasa i was zniszczę. Macie zabić Marka Williamsa i Rosemarie Hathaway a przy okazji pozbyć się też Louisa Tomlinsona. Zadanie pilne i dobrze płatne więc radze się postarać.- powiedziałam i wyszłam z gabinetu. No to zabawę czas zacząć. Jak ja lubię wygrywać. Poudaje przez jakiś czas załamaną wdowę, dostane kasę za niego i się stad wyniosę. Jakie ja mam świetne plany. Żeby tylko te smarkacze niczego nie spaprali.

piątek, 13 listopada 2015

Rozdział 9 "Zaskoczenie"

***miesiąc późnej,16.04.2015r.czwartek***

Perspektywa Zayn’a:

Kate bywa u nas coraz częściej i zastanawiamy się czy nie zaproponować jej „pracy” u nas. Rose ma zakaz jakiej kolwiek pracy od Lou a i tak rozwozi towar z Li i Hazzą którzy zaczynają się już bać co będzie jeśli ich Tommo przyłapie. Oczywiście Każdy wie o tym tylko nie on więc każdy z nas może oberwać za to, że nie powiedział o tym. Więcej czasu spędzam z Cat, Perrie poszła na dalszy tor z czego się wszyscy cieszą. Dopiero teraz zrozumiałem dlaczego ona jest ze mną, jaki ja głupi byłem i zaślepiony miłością do niej. Jak to się mówi lepiej późno niż wcale.
-Zayn jak stoimy z towarem?- zapytał Mark
-Po jutrze przydałaby się dostawa. Jak nigdy dziewczyny rozwiozły więcej niż było założone. Budżet w tym miesiącu wzrósł o jakież 25%. To tylko z naszej części. Natomiast u was wrósł o 30.Tak samo jak sprzedaż towaru. Musieli pojawić się nowi odbiory albo ktoś zbankrutował.-powiedziałem
-No to interesy rozkręcają się dość dobrze. Nawet za moich czasów świetności tak nie było. Macie głowy do interesów.- dodał i wyszedł. Za pewne poszedł gadać z Louis’em jak zawsze kiedy przychodzi.
-Hej, przeszkadzam?- zza drzwi wyłoniła się uśmiechnięta twarz Ro
-Nie przeszkadzasz wchodź. Co cię do mnie sprowadza, rzadko tu zaglądasz.- odparłem
-Mam prośbę. Możesz mnie podwieźć do Cat- zapytała
-No jasne i tak miałem się już zbierać. Wezmę tylko swoje rzeczy i możemy jechać.-dodałam i wyszliśmy z biura.

-Dlaczego nie poprosiłaś Louis’a aby cię odwiózł?- zapytałem
-Był zajęty rozmową z moim ojcem. Nie chciałam im przeszkadzać a wiedziałam, że ty już skończyłeś. Pozostali się ulotnili jakiś czas temu i nie miałam kogo prosić.- wyznała. Rozmawialiśmy, śmialiśmy się przez całą drogę. Bardzo ją lubię jest taka naturalna w zachowaniu i wyglądzie nie to co inne dziewczyny które się kleją do takich jak my.
-No i jesteśmy na miejscu. Poczekać na ciebie?
-Nie trzeba, muszę pogadać z nią na kilka tematów i może nam to trochę zejść . Dzięki, że pytasz ale wracaj do domu na pewno się stęsknili za tobą.-dodała i wysiadła z auta.

Perspektywa Kathenin’e:

Po wielkich trudach z lekcjami mogła w końcu odsapnąć. Zeszłam na dół zrobić sobie coś do picia. Tata w pracy a mama pojechała do cioci i wróci jutro. Wstawiłam wodę i po domu rozniósł się dzwonek sygnalizujący pojawienie się przybysza.  Byłam dość ciekawa kto o tej porze może mnie odwiedzić.
-Hej Cat, przeszkadzam może?- zapytała Rose kiedy otworzyłam drzwi
-Nie no cos ty ,wchodź. Chcesz coś do picia?- zapytałam i ruszyłyśmy w stronę kuchni
-Herbatę jak możesz. Mam dla ciebie pewną propozycje. Wszystko jest już obgadane tylko potrzeba twojego zdania i zgody.-powiedziała siadając na blacie.
-Co to za propozycja, mam się bać?- zapytałam
-Możesz zarobić trochę kasy a wiem, że może ci się przydać. Trochę możesz ale na razie nie mogę więcej powiedzieć.-dodał a ja zalałam herbatę i ruszyłyśmy do mnie do pokoju.
-Słucham więc twojej propozycji.-wyznałam i usiadłyśmy na łóżku
-Ze względu na to, że jestem w cięży Lou nie pozwoli mi pracować za jakiś czas i przyda się zastępstwo za mnie a dziewczyny nie dadzą rady same. Gadałam z  Tommo i nie ma nic przeciwko temu. Musiałabym cię wprowadzić w to wszystko a wiem, że szybko się uczysz więc nie zajmie nam to dużo czasu.-powiedziała
-Co miałabym robić i co za interes na Louis tak w ogóle. Bez obrazy ale to trochę wygląda jak jakiś gang.-wyznałam a w jej oczach widziałam przerażenie- Powiedziałam coś nie tak?
-No i teraz zaczynają się schody. Katherina musisz mi przysiąc, że to co teraz ci powiem nie wyjdzie po za naszą dwójkę.- przeraziła się i zwątpiłam w wszystko- Tym bardziej twój tata nie może wiedzieć o niczym.- pokiwałam głową na znak zgody a ona kontynuowała- Cat to jest gang. Nie legalne wyścigi, pojedynki taneczne i dragi. To nasz świat. Fakt Louis ma firmę ale to tylko przykrywka pod to wszystko aby nikt nie zrobił nalotu. Zrozumiem jak zrezygnujesz ale pamiętaj ani słowa nikomu o tym co się dowiedziałaś przed chwilą. Jeśli nie będziesz chciała się z nami zadawać dalej to zrozumiem.- nie wiedziałam co mam powiedzieć.  Osoby przy których czułam, że mogę być sobą okazali się najbardziej niebezpiecznymi w mieście. Tata mówił coś o jakiś wyścigach i grupie z którą nie walczą ponieważ nie chcą wywołać wojny z nimi ale nie sądziłam, że znam te osoby. Mogłabym im bardzo pomóc ale czy chciałam pakować się w takie coś. Ryzyko jest duże i boje się.
-Musze się zastanowić i to przemyśleć na spokojnie. Nie ukrywam, że jest to dla mnie szok i potrzebuje czasu aby to do mnie dotarło.-wyznałam
-Rozumiem i dostaniesz tyle czasu ile potrzebujesz. Jest jeszcze jedna sprawa.- „matko co znowu” pomyślałam-Spokojnie to nic poważnego. Chodzi mi o Zayn’a. Czy ty coś do niego czujesz?- zapytała a mnie kompletnie zatkało. Nie mogę jej powiedzieć prawdy, nie teraz i nie w tej sytuacji.
-Ja do niego? No coś. Fajnie mi się z nim gada i w ogóle ale to tyle.- mam nadzieje, że nie skapnie się ,że kłamie
-Mnie nie oszukasz. Widzę jak na niego patrzysz a on na ciebie. Na szczęście Perrie nie było jak do tej poru u nas kiedy ty byłaś. Gdyby tak było to trup na miejscu. Jest okropnie zazdrosna o niego. Powiedz prawdę nie wydam cię nikomu tylko chce wiedzieć jak to wygląda.- drąży i nie odpuszcza.
-Tak to prawda podoba mi się ale co z tego skoro on jest z tą Perrie. On do mnie nic nie czuje. Nie robie sobie nadziei bo wiem jak to się skończy. Proszę cię skończmy ten temat.- odpowiedziałam i miałam nadzieje, że odpuści.
-Dobra nie wnikam ale jak coś to wiesz gdzie mnie szukać. Ja już uciekam, muszę ogarnąć dzieciaki bo pewnie Alice znowu nie ma w domu. Paa
-Na pewno cię znajdę, dzięki za odwiedziny.- powiedziałam i odprowadziłam ją

Perspektywa Zayn’a:

Nie pamiętam kiedy ostatni raz siedzieliśmy całą rodziną przy kolacji. Zasze kogoś nie było i to najczęściej mnie lub taty.
-Opowiadaj jak tam interesy się kręcą? -zapytała mama
-Po połączeniu dwóch firm, zarobki poszły o 40% w górę. Nie będą cię zanudzać tymi sprawami. –odpowiedziałem -Co tam u ciebie Waliyha, jak tam wam się układa z tym twoim chłopakiem?
-Nie jesteśmy już ze sobą od tygodnia.-już miałem zapytać dlaczego ale uprzedziłam mnie.-Nie wnikaj proszę, nie chce o tym gadać.-dodała, wstała od stołu i pobiegła do siebie.
-Zdradził ja z jej przyjaciółka a ona to widziała.-powiedziała Doniya
-Wydawał się taki porządny. Świata po za sobą nie widzieli.-dodałem
-Ludzie się zmieniają Zayn. Wiem coś o tym.- odparła mama. Nawet nie wie jak bardzo jej własny syn się zmienił i ,że udaje przed całą rodziną kogoś kim już nie jest. Brakowało mi miłej rodzinnej atmosfery.  Zawsze jak wracałem do domu to wszyscy spali prócz mamy która czekała na mnie w kuchni siedząc przy stole z kubkiem herbaty i kanapkami dla mnie. Troszczy się o nas nie ważne ile mamy lat i jakie błędy popełniamy. Bawiłem się z Safą kiedy mój telefon się rozdzwonił. Jeśli to Lou to go zabije jak każe mi przyjechać.
-Halo.
-Zayn, wiem, że jest późno ale potrzebuje twojej pomocy. Jesteś jedyną osoba która może mi pomóc.- usłyszałem głos Cat i mogłem wywnioskować, że naprawdę nie wie co ma robić
-Gdzie jesteś, zaraz przyjadę.- powiedziałem
-Nie chce robić ci kłopotu…- nie dałem jej skończyć
-Ile razy mam ci powtarzać. Jeśli sam proponuje coś to znaczy, że nie ma problemu i nie przeszkadzasz ,rozumiesz?
-Rozumiem, jestem u siebie w domu. –dodała a ja się rozłączyłem. Przeprosiłem siostrę i obiecałem, że jutro to dokończymy. Wsiadłem szybko do samochodu i ruszyłem w stronę domu Kat. Po jakiś 15 minutach już byłem na miejscu. Zadzwoniłem do drzwi i Chwile później pojawiła się w nich dziewczyna.
-Co się stało?- zapytałem od razu
-Wejdź. Rose była u mnie i złożyła mi propozycje abym zajęła jej miejsce w gangu. Ale ja nie wiem, boje się.-wyznała a mnie zatkało. Nie sądziłem, że to o niej ostatnio rozmawiał Lou i Marie.
-Nie wiedziałem o niczym. Nie masz się czego bać, tak naprawdę to nic złego nie robimy a to, że sprzedajemy dragi czy organizujemy wyścigi to tak jest w większości gangów. Rozumie twoje obawy ale nie są one potrzebne. Znasz nas już długo i czy przypominamy ci typowych gangsterów z tych wszystkich filmów?- zapytałem a na jej twarzy pojawił się uśmiech. Kocham to w jaki sposób ona się uśmiech i to jak jej oczy promienieją w tym czasie.
-Jesteście nie typowi. Wcale nie przypominacie tych umięśnionych facetów w garniakach czy skórach. Jesteście całkowitym przeciwieństwem gangsterów. Boje się, że mój tata w jakiś sposób dowie się o tym co robie jeśli bym dołączyła do was a tego nie chce, zawiodę go tym i stracę jego zaufanie.-jej głos był pełen smutku, wątpliwości i strachu.
-Obiecuje ci, że jeśli wstąpisz do gangu ja się tobą zajmę i nic ci nie grozi przymnie tak samo przy pozostałych chłopkach. Będę robić za twojego ochroniarza, pomogę ci się oswoić z nową sytuacją i zapoznam ze wszystkim. Obiecuje.- kiedy mówiłem na jej twarzy tworzył się mały uśmiech który tak bardzo ubóstwiam
-A co z Perrie, przecież to twoja dziewczyna. Nie chce być powodem waszych kłótni i sporów.-dziewczyny pewnie jej powiedziały wszystko o niej i dlatego tak zareagowała. Na szczęście ta zdzira już nic dla mnie nie znaczy i mogę całkowicie poświęcić się Kat. Jest taką małą bezbronną, szarą myszką którą trzeba chronić przed światem aby nie skrzywdził jej. To moje zadanie do wykonania.
-Nie martw się o nią i nie myśl o niej. To ona jest ciężarem nie ty. –wyznałem
-Dziękuje, że mi pomagasz. To dla mnie dużo. –odpowiedziała i ziewnęła
-Widzę, że ktoś tu zmęczony.- dodałem i wziąłem ją na ręce zmierzając w stroną jej pokoju.

***Następny dzień,17.04.2015,piątek***

Perspektywa Katherin:

Nie znoszę wstawać rano. Gińcie budziki. Wzięłam ciuchy i poszłam się ogarnąć do szkoły. Zeszło  mi tam trochę a nie mogłam się spóźnić do szkoły. Zaprałam torbę i zbiegłam na dół. W kuchni siedziała już tata z mamą i mój braciszek.
-Hej wszystkim.-powiedziała siadając przy stole i zabierając się za moje kochane płatki. Nagle mój telefon zaczął dzwonić. Spojrzałam na wyświetlacz „Zayn”
-Hej śpiochu, potrzebna podwózka do szkoły?- usłyszałam jego głos a na mojej twarzy pojawił się banan
-Potrzebna, bo jak się spóźnię to zginę.-odpowiedziałam
-W takim razie czekam pod domem na ciebie już.-dodał i się rozłączył. Wzięłam co potrzebowałam i wybiegłam z domu. Na podjeździe stało piękny czarny jaguar Zayna a on w środku. Jak zawsze wygląda bosko. Całą droga do szkoły zajęła nam z niecałe 10 minut. Zaparkował na wolnym miejscu i wysiedliśmy.
-Nadal nikt nie odważył się zająć mojego miejsca. To dziwne.- powiedział i podeszliśmy do Ro i Em.
-Kogo ja tu widzę. Czyżbyś zatęsknił za szkołą.-odezwała się Emma i przywitała się z nami
-Może ale tak właściwie przywiązałem wam tego śpiocha i uratowałem ją przed spóźnieniem. Wpadacie dzisiaj po szkole do biura, podobno Louis ma coś ważnego do przekazania i mają być wszyscy, bez wyjątku.-powiedział i spojrzał dość wymownie na mnie
-Że ja niby też? Przecież ja nie pomagam wam i nie mam nic z tym wspólnego.- dodałam. Z jednej strony bałam się a z drugiej czułam, że mi ufają i nie widzą przeszkód abym wiedział coś na temat ich interesów. Po za tym skorzystam z okazji i porozmawiam od razu z Lou. Nie będę tego odwlekać bo nie ma po co. Rozmawialiśmy jeszcze z kilka minut a potem ruszyłyśmy na lekcje. Tego dnia miało się wszystko zmienić w moim życiu i to po części też z mojej inicjatywy. 

piątek, 2 października 2015

Rozdział 8 " Dziwny głos"

***3 dni późnej,16.03.2015r.poniedziałek***

Perspektywa Katheriny:


Akurat wkładałam nie potrzebne książki do szafki kiedy podeszły do mnie dziewczyny. Bardzo fajnie  mi się z nimi rozmawiało i spędzało czas. Miałyśmy dużo wspólnych tematów. Bałam się ,że nie spotkam tutaj znajomych a tak naprawdę mam fajniejszych niż w poprzedniej szkole.

-Hej Cat, masz może jakieś plany po szkole?- zapytała Em
-Raczej nie a dlaczego pytasz?
-Chciałyśmy cie poznać z naszymi chłopakami i przyjaciółką. Oni wręcz nie mogą się doczekać.-odpowiedział Rose
-Nie widzę problemu skoro oni chcą to czemu nie.-powiedziałam
-No to po lekcjach przed szkołą się widzimy bo przyjedzie po nas Niall.- dodała Emma i rozmawiając na inne tematy doszłyśmy pod sale od biologii.

***7 godzin później***


Czekałam na dziewczyny które musiały cos załatwić jeszcze z wychowawczynią kiedy pod szkołę podjechał duży czarny suw a z niego wysiadł dość przystojny blondyn ale widać, że farbowany poznam to nawet z kilkudziesięciu metrów. W tym samym czasie pojawiły się dziewczyny.

-No proszę jak się zgraliśmy w czasie.- wyznała Em i podbiegła do tego chłopaka- Niall to jest Cat, Cat to Niall mój chłopak.- podał mi rękę na powitanie i uśmiechnął się pokazując rząd białych zębów.
-Miło mi cie w końcu poznać. Zapraszam w takim razie panie do limuzyny.-powiedział i pokazał na auto. Jeśli każdy z tych chłopaków jeździ takim cackiem to ich rodzice muszą spać na forsie. Oczywiście spodziewałam się, że Ro nie obraca się w byle jakim towarzystwie z Em ale ,że aż takim to się nie spodziewałam. W czasie drogi rozmawiali o jakiejś firmie i interesach. Nie za bardzo mnie to interesowało więc patrzyłam na drogę. Moja uwagę przykuła dość droga dzielnica w której teraz byliśmy.
-No i jesteśmy na miejscu drogie panie.- z zamyśleń wyrwał mnie głos blondyna-  wysiadając z auta zobaczyłam dość spory i nowoczesny budynek.
-Wiem zapiera dech w piersiach. Miałam tak samo jak pierwszy raz tutaj przyjechałam.-powiedziała Rose- Chodź już czekają na nas.- dodał i ruszyłyśmy w stronę drzwi
-No ile można na was czekać.- wchodząc przywitała nas wysoki brunet z burzą loków na głowie
-Nie zapominaj, że my nadal się uczymy i mamy inne obowiązki. Poznaj to jest Harry, Harry to jest Cat o której wam mówiłyśmy.- odpowiedziała Emma
-Mio mi poznać koleżankę moich podopiecznych.- wyznał i podał mi dłoń
-Harry weź się ogarnij i nie rób nas wstydu.- odparła i dźgnęła go w bok- Nie zwracaj uwagi na te jego teksty-dodał i ruszyłyśmy w głąb domu a raczej powiedziałbym willli
-Hej wszystkim.- krzyknęłam Rose kiedy weszłyśmy do salonu a przynajmniej tak mi wyglądało -Poznajcie to jest Kate a to jest nasza zgrana paczka która się nie rozstaje. Na fotelu siedzi Liam a na nim Sophia, na sofie siedzi Lou mój chłopak a obok niego Zayn. Może i co niektórzy wyglądają groźnie ale są potulni jak baranki.-dodał i się zaśmiała. Usiadłam koło Mulata a dziewczyny obok swoich połówek. Zayn się co chwile na mnie patrzył. Nie ukrywam jest przystojny ale z tego co wiem od dziewczyn ,że jest już zajęty a jego wybrankę nikt w tym gronie nie toleruje.
-Kat może powiesz nam trochę o sobie.- z zamyśleń wyrwał mnie glos chyba Liam’a
-Nie ma co opowiadać jestem zwyczajną nastolatką. Przeprowadziłam się tutaj z rodzicami i młodszym bratem. Nie wiem co więcej powiedzieć.-odpowiedziałam
-A gdzie wcześniej mieszkałaś i dlaczego akurat ta dziura?- zapytał chłopak Rose
-Mieszkałam w Betford ale tata dostał przeniesienie tutaj i musieliśmy się przeprowadzić. –wyznałam. Dowiedziałam się, że Louis ma własną firmę w której chłopaki pracują i są współ właścicielami a dziewczyny im czasem pomagają. Są dość zabawną i zgraną paczką. Miło i szybko płynie czas w ich towarzystwie.
-Mamy dla was ważną wiadomość z Rosemarie.- zaczął brunet- Sami nawet nie wiemy jak to się stało i nie miało być to tak szybko ale za nie całe 9 miesięcy zostaniecie wujkami i ciociami (nie wiem jak to odmienić wybaczcie).-wyznał a wszyscy się na nich rzucili i zaczęli gratulować. Są jak rodzina i to jest takie cudne.
-Nie będę wam przeszkadzać w świętowaniu i powoli się zbieram. Jeszcze raz gratulacje.-powiedziałam i zaczęłam się żegnać z każdym
-Nie przeszkadzasz, zostań. -Ro zaczęła mnie namawiać ale ja nie czułam się tu dobrze, nie pasowałam do nich. Ja szara myszka a to elita szkoły z tego co dowiedziałam się przez ten czas.
-Musze się pouczyć i pomóc mamie, może innym razem. Cześć wszystkim.-dodałam i szłam w stronę wyjścia
-Odwiozę cię nie będziesz wracać po nocy sama.-usłyszałam a obok pojawił się Mulat
-Dziękuję ale naprawdę nie trzeba, nie chce robić problemu…
-To nie problem skoro sam zaproponowałem.-dodał i poszliśmy w stronę garażu tak mi się zdaje.

Perspektywa Zayn’a:


Kiedy zobaczyłem Kat jak stała taka wystraszona w drzwiach wyglądała tak słodko i niewinnie. Zanim stałem się taki jak teraz byłem dokładnie taki sam jak ona. Zagubiony, cichy, spokojny, nikomu nie wchodzący w drogę i wtedy coś mnie ruszyło. Jakiś głos wiem, że to dziwne w moim przypadku kazał mi zająć się nią i dać sobie spokój z Perrie. Przez cały ten czas nie mogłem przestać o tym myśleć. Ona taka delikatna jak płatek śniegu a ja jeden z najlepszych dilerów w mieście który ma na pieńku z prawem. Po mimo tego coś mnie do niej cięgnie i nie wiem co to może być. Widziałem, że nie czuje się w naszym towarzystwie dobrze. Tak jak większość myśli o nas jak o dzieciakach z bogatych domów. Fakt udało nam się stworzyć taki klimat wokół siebie i nie ukrywam było to trudne. Tak naprawdę to tylko my znaliśmy prawdę. Pamiętam to jak dziś. Ostatnia klasa liceum a w śród pierwszaków dwie dziewczyny szukające odpowiedniej sali lekcyjnej z torbami przewieszonym przez ramie, książki w dłoniach. Pokazałem je chłopakom i postanowiliśmy do nich podejść, zagadać i pomóc przy okazji.
-Cześć dziewczyny, potrzebujecie pomocy? -zapytała Harry a w ich oczach widziałem przerażenie
-Cześć, nie możemy znaleźć Sali biologicznej.-wydukała Rose
-Zaprowadzimy was.-odpowiedział Niall i poszliśmy w stronę sali. Kiedy szliśmy przez korytarz dużo par oczu było wlepionych w nas. Olewaliśmy to jak zwykle.
Z nami było tak samo jak Lou ze swoimi kolegami podeszli do naszej trójki. Widziałem jak szeptały coś do siebie.
-Wy jesteście z 4 klasy?- zapytała Em
-Niall,Liam i ja tak a Harry z trzeciej- pokazałem na każdego z nich po kolei. Na twarzy miały wymalowane zdziwienie. Pewnie dlatego, że ktoś ze starszych klas do nich zagadał i pomógł. W tym samym momencie doszliśmy do Sali i zadzwonił dzwonek.
-Gdybyście potrzebowały pomocy to znajdziecie nas  bez problemu. Nie bójcie się podejść nie jesteśmy tacy jak się większości zdaje. Do zobaczenia na kolejnej przerwie.- dodał Hazz i rozeszliśmy się do klas. Obróciłem się jeszcze aby spojrzeć na nie. Nie dość, że stały nadal w tym samym miejscy w bezruchu to jeszcze z ich twarzy można było wyczytać wszystkie emocje i myśli.
Tak wyglądało nasze pierwsze spotkanie a teraz są naszymi przyjaciółkami i razem współpracujemy. Jak to wszytko może się pozmieniać.  Nagle z zamyśleń wyrwał mnie głos Lou.

-Mamy dla was ważną wiadomość z Rosemarie.- powiedział- Sami nawet nie wiemy jak to się stało i nie miało być to tak szybko ale za nie całe 9 miesięcy zostaniecie wujkami i ciociami.-kompletnie mnie zatkało i nie wiedziałem co powiedzieć
-Gratulacje. Mały Tommo już rośnie.-dodał Harry i przytulił ich a w jego ślady poszła reszta. Spojrzałem na Cat, zauważyłem, że czuła się nie zręcznie i nie wiedziała co ma robić.
-Jak teraz to wszystko pogodzicie, Lou jak będzie z firmą i interesami?- zapytałem
-Do póki Rose i maleństwo będą się dobrze czuli i nie będzie się działo nic  nie pokojącego to nadal będę pracował. Rzecz Jasa dziewczyny będą musiały podzielić się zadaniami Marie. Damy radę. Kto jak nie my. Później się wszystko ogarnie na spokojnie.-wytłumaczył
-Nie będę wam przeszkadzać w świętowaniu i powoli się zbieram. Jeszcze raz gratulacje.-powiedziała Kate i szła w stronę wyjścia
-Nie przeszkadzasz, zostań. –widać, że dziewczyny chcą aby dołączyła do nas i była w naszej paczce tak jak wszyscy
-Musze się pouczyć i pomóc mamie, może innym razem. Cześć wszystkim.-dodał
 -Odwiozę cię nie będziesz wracać po nocy sama.- powiedziałem i ruszyłem za nią. Sam nawet nie wiem dlaczego tak zrobiłem, coś mówiło mi, iż powinienem to zrobić 
-Dziękuję ale naprawdę nie trzeba, nie chce robić problemu…
-To nie problem skoro sam zaproponowałem.-dodałem i ruszyliśmy do auta.

***10 minut później***


-Więc gdzie jedziemy?- zapytałem kiedy wyjechaliśmy z dzielnicy willowej

-Naprawdę nie musisz, poradziłabym sobie. Powinieneś być z resztą i świętować…-nie dałem jej dokończyć
-Nie lubię takich „imprez”. Mówiłem ci, że to nie problem a po za tym też miałem się już zbierać do domu. Jaka ulica?- odpowiedziałem
-Freedom Strat 12.-dodał i przez resztę drogi nic nie mówiła a ja nie chciałem jej zmuszać. Nie przeszkadzała mi ona.

poniedziałek, 14 września 2015

Rozdział 7 "Nowy etap"

 ***3 tygodnie później,13.03.2015 r. piątek***

Perspektywa Emmy:

Po dłuższym czasie zrobiłyśmy sobie z dziewczynami babski dzień. Tak zaszalałyśmy. Wizyta u kosmetyczki i kilkanaście sklepów. Jutro mała impreza a potem znowu szara rzeczywistość. Roz jest jakaś nie obecna od jakiegoś czasu.”Odłącza” się od świata i nie reaguje jak coś się do niej mówi. Trudno było ją wyciągnąć na zakupy. Nie rusza się z domu bez potrzeby. Nie je, jest osłabiona i całkowicie nie przypomina siebie z przed kilku tygodni. Louis się martwi o nią tak samo jej ojczym. Często nie pojawia się w szkole teraz. Nikt nic nie wie.
-No to co mała kawa?- zapytałam
-Nie pogardzę, padam już na twarz i nóg nie czuje.-wyznała Sophia
Postawiłyśmy na Columbus ponieważ był on najbliżej i nie chciało nam się szukać innej kawiarni.
-Zamówcie coś dla mnie a ja zaraz wracam.-powiedział Ro i znikła za drzwiami od toalety.
-Zaczynam się o nią jeszcze bardziej martwić. Rozmawiałam z Markiem i powiedział mi, że siedzi całymi dniami w pokoju i z niego nie wychodzi nawet na obiad czy kolacje. W nocy sprawdza co z nią i czasami słyszy jak płacze po nocach a kiedy otwiera drzwi to ona przestaje i udaje ,że śpi. Bez powodu tak by się nie zachowywała. Coś musiało się stać.-wyznała Sop. Zdążyłyśmy skończyć kiedy wróciła Roze. Blada jak ściana i ledwo trzymająca się na nogach.
-Wybaczcie ale nie dam rady. Źle się czuje i wracam do domu, wybaczcie.-powiedziała i skierowała się w stroną wyjścia. Postanowiłam zadzwonić szybko po Lou aby ja zabrała stąd gdyż bałam się aby coś jej się nie stało po drodze. 

Perspektywa Louis’a:

Skoro dziewczyny wyskoczyły na zakupy i gdzieś tam jeszcze to my zrobiliśmy sobie rozgrywki w fife i takie tam. Nie obyło się bez kłótni i innych porachunków ale wszystko kończyło się na zgodzie. Niall już pożerał nie wiem którą paczkę chipsów. Ja z Zayn’em rozgrywaliśmy którąś z kolei dogrywkę, Hazz grzebał coś w telefonie a Li gadał przez telefon z jakimś odbiorca towaru. Nie ważne ,że każdy robił coś innego ale byliśmy razem i dobrze się bawiliśmy. Gdyby były tu jeszcze nasze kochane dziewczyny byłoby idealnie.
-Niall chyba twoja dziewczyna pomyliła numer telefonu.-powiedział Harry i podał mu swój telefon
-Em dlaczego dzwonisz do Hazzy a nie do mnie?
-A rozumiem ,już ci go daje. Lou to do ciebie.-oznajmił i podał mi telefon
-Tak?
-Lou streszczaj dupę i przyjeżdżaj szybko do centrum handlowego. Ro wraca do domu sama a wygląda jak żywy trup. Masz ja odebrać i zawieść do domu tylko się pośpiesz ponieważ wyszła z kawiarni.-oświadczyła i się rozłączyła
-Wybaczcie ma ważna sprawę. Wrócę jak najszybciej a jak nie to wybaczcie.-dodałem i wybiegłem z domu. Szybko wsiadłem do auta i pognałem pod galerie.

***5 minut później***

Zdążyłem w samą porę akurat wychodziła z budynku. Wysiadłem i podbiegłem do niej. Kiedy byłem już blisko niej zachwiał się i zemdlała ,na szczęście zdążyłem ja złapać. Zabrałem wszystkie rzeczy i szybko zabrałem ja do auta. Położyłem ją na tylnie siedzenie i się ocknęła.
-Lou? Co się stało i co ty tu robisz?
-Przyjechałem po ciebie i dobrze zrobiłem. Teraz pewnie leżałabyś na chodniki a ludzie może wezwaliby pogotowie. Roz kochanie co się z Toba dzieje od pewnego czasu możesz mi powiedzieć ,martwię się o ciebie jak większość z nas.-
-Nie mogę powiedzieć, dowiesz się w swoim czasie jak wszystko załatwię.-wyznała i powoli usiadła
-Jedziemy do domu a tam mi wszystko masz powiedzieć i nie obchodzi mnie ,że to jeszcze nie czas.Za bardzo cie kocham Aby pozwolić na to co  ty teraz robisz ze sobą.

Perspektywa Nall’a:

Louis wyleciał z domu jak poparzony nic nie mówiąc dokładnie. Postanowiłam zadzwonić do Em i dowiedzieć się więcej.
-Kochanie możesz mi powiedzieć co się stało?- zapytałem od razu kiedy odebrała
-Chodzi o Rosemarie. Jak pewnie zauważyłeś od pewnego czasu wygląda jak żywy trup ale dzisiaj wyglądała jeszcze gorzej. Chciała wracać do domu ale żadna z nas nie mogła jej odwieść więc zadzwoniłam po Lou aby on ja odwiózł ale co i jak to nie wiem.- odpowiedziała
-Kurcze to się robi coraz bardziej poważne. Trzeba cos z tym zrobić. Teraz już wiem dlaczego Tommo dzwoni codziennie do Marka. Dziękuje za wiadomość skarbie i widzimy się nie długo. Pa- powiedziałem i rozłączyłem się
Nie sądziłem ,że jest tak źle. Widziałem ją z dwa razy ale nie wyglądałam tak tragicznie. Fakt była słaba i blada jak ściana ale w miarę dawała radę. Pomijam ,że Sophia przejęła od niej jej klientów ale to nic wielkiego.
-Stary co jest? -zapytał Zayn 
-Z Roz jest coraz gorzej, ona się wykończy i przy okazji Lou. Teraz już wiemy dlaczego codziennie dzwoni do jej ojczyma. -wyznałem
Resztę wieczoru spędziliśmy na gadaniu i piciu. BooBear nie wróciła ale pewnie została u niej na noc i pilnuje jej.

Perspektywa Rosemarie:

Kiedy  już byliśmy pod domem wzięłam swoje rzeczy i szłam w stronę drzwi i miała nadzieje ,że Lou zaraz odjedzie ale on nie odpuścił i szedł ze mną. Nie mogę mu powiedzieć prawdy ,nie teraz. Taty nie było w domu, maluchy już śpią a Alice pewnie w sypialni.
-Możesz mi powiedzieć dlaczego to robisz i co chcesz tym osiągnąć?- zapytał wchodząc do pokoju
-Nie mogę ci powiedzieć rozumiesz. Jak to się skończy wszystko to ci powiem- odpowiedziałam. Chyba ci powiem-dodałam w myślach. Nie chce mu zrujnować życia. Kiedy to wszystko już rozwiąże to będzie dobrze, mam taką nadzieje.
-Kocham martwię się o ciebie, nie chce cie stracić rozumiesz. Jesteś dla mnie wszystkim. Proszę powiedź mi teraz co się dzieje. Nie wyjdę stąd dopóki się nie dowiem, nie odpuszczę a wierz ,że jestem do tego zdolny.-wyznał
Usiadłam na łóżku w głowie mając mętlik. Rozum mówił jedno a serce drugie i nie wiedziałam którego posłuchać. Bałam się jak na to zareaguje ale i byłam ciekawa jak to odbierze. Nie planowałam tego tak samo jak on. Trudno nie spróbuje to nie będę wiedziała. Wszystkie próby i tak nic nie dały i nie udała się rozwiązać tego inaczej. 
-Bo ja… to znaczy my.-zaczęłam się jąkać ponieważ nie wiedziałam jak mu to powiedzieć- Ja cię przepraszam to moja wina. Zrozumiem jak zakończysz to co jest między nami.
-Rozemarie Powidz w końcu o co ci chodzi-nigdy nie mówił do mnie pełnym imieniem chyba ,że był już naprawdę zły albo niecierpliwy
-Będziemy…to znaczy ja..ja jestem w ciąży. Przepraszam ja nie chciałam ja nie wiem jak to się stało. Zrozumiem każdą  decyzje jaką podejmiesz i…-nie dał mi dokończyć
-To prawda ,jesteś pewna? Czy ty chciałaś pozbyć się tego maleństwa? Powiedz mi prawdę.-mówił dość poważnie
-Tak to prawda byłam u lekarza i potwierdziło się. Tak ponieważ nie chciałam robić ci kłopotów i problemów.
-Rose to jest najlepsza rzecz jaka mnie spotkała. Jak mogłaś pomyśleć ,że nie będę chciał tego maleństwa. Będę tatą o matko. Marie kocham cie i to maleństwo nie pozwolę aby coś się wam stało a ty musisz dbać o siebie. Pójdziesz do lekarza i sprawdzisz czy nic się nie stało dziecku przez twoje głupie zachowanie. Który to tydzień?- powiedział i podszedł do mnie kładąc dłoń na moim brzuchu. Dziwnie się poczułam kiedy dotknął moje brzucha. Ja jakoś nie mogłam tego zrobić bałam się ,że pokocham je i nie będę w stanie się go pozbyć. Teraz wiem, że byłam głupie i nie wybaczyłabym sobie gdybym tak straciła tego maluszka. Nie sądziłam ,że tak zareaguje.
-Koniec 3 tygodnia.- odpowiedziałam
-Zaczekaj na mnie zaraz wrócę.- dodał i wyszedł z pokoju. Postanowiłam się umyć i przebrać w piżamy już. Teraz musze powiedzieć tacie o tym. Boje się jego reakcji i musze to zrobić kiedy nie będzie tej ździry w domu bo inaczej zacznie się wtrącać do rozmowy. Już nie długo będzie nikim.
Wychodząc z łazienki usłyszałam jak ktoś otwiera drzwi więc zeszłam na dół zobaczyć kto to.
-Tato to ty?- zapytałam będąc
-Tak to ja, spokojnie. Jak się czujesz?
-Już lepiej ale musze ci coś powiedzieć i wytłumaczyć.- wyznałam
-Dobrze. O Louis nie wiedziałem ,że jesteś.-powiedział a ja odwróciłam się i zobaczyłam bruneta opierającego się o ścianę
-Nie planowałam odwiedzin ale musiałem porozmawiać z Ro i przy okazji odebrać ją z centrum na prośbę dziewczyn. Zanim powiemy twojemu tacie o tym to zjesz coś porządnego i nie słyszę sprzeciwu. Musisz dbać o siebie i ja tego dopilnuje tak samo pewnie jak Mark.- wyznał Lou i zaciągnął mnie do kuchni a tam stały już tosty i moje kochane kakao. Zjadłam wszystko tak jak kazali i poszliśmy do salonu no ale musiała pojawić się ta szmata.
-O wróciłeś kochanie. Stęskniła się za tobą.-powiedziała i uwiesiła się na nim jak na wieszaku
-Też się stęskniłem ale musze porozmawiać z Rose to podobno ważne.-odpowiedział jej
-No to usiądę i też posłucham.
-Ciebie nikt tutaj nie zapraszał więc zabieraj swoją szanowną dupę i spieprzaj na górę-powiedziałam trochę głośniej 
-Mam prawo wiedzieć co się dzieje w moim domu i co takiego narobiłaś. Może w końcu Mark cię wywali z domu i przestanie się użalać nad tobą. Zwykłą szmata która puszcza się z każdym i gdzie popadnie. Taka sama jak matka.- jak nigdy miałam ochotę ją sprać na kwaśne jabłko ale Lou mnie powstrzymał. Nie umknęło mi ,że na jej słowa spiął się i też ledwo panował nad sobą
-Pięknie siebie opisałaś. Nawet jak tak bym nie umiała a co do mojej matki to się odpierdol bo była* o wiele lepsza od ciebie i przynajmniej kochała swoje dziecko nie tak jak ty swoje.- wyznałam
-Al  proszę cię idź na górę ja zaraz przyjdę tylko porozmawiam z nimi.- tak jak powiedział poszła do sypialni a my mogliśmy spokojnie porozmawiać. Nie wiem jak powiedzieć to tak samo jak nie wiedziałam jak powiedzieć Louis’owi. Boje się ,że mnie wyrzuci z domu i rozwiąże naszą spółkę i przeze mnie a my stracimy dostawce. 
-To może być wielki szok dla ciebie jak dla mnie był kiedy się dowiedziałem.-wyznał Lou
-To coś poważnego?- zapytał
-Przepraszam cię ,nie sądziłam ,że tak to się potoczy. Sama byłam w szoku kiedy się dowiedziałam. Chodzi o to ,że za nie całe 9 miesięcy zostaniesz dziadkiem. Bałam się tego i robiłam wszystko aby poronić i pozbyć się dziecka. Nie chciałam aby Lou przez to miał problemy z tym związane i mógł poświęcać się tak jak teraz interesom.-wytłumaczyłam i nastała kompletna cisza a na twarzy Marka wymalowane było zdziwienie, nie widziała tam złości ani rozczarowanie tylko zdziwienie.

Perspektywa Mark’a:

Byłem w szoku jak mogła chcieć pozbyć się dziecka myśląc, że to będzie problem dla nas. Rozmawiałem z Louis’em wielokrotnie na ten temat i wiedziałem ,że bardzo chciał mieć z nią dziecko a nawet dzieci ale chciał aby skończyła szkołę i studia. Co oznacza ,iż to nie była planowana ciąża lecz patrząc na niego cieszy się bardzo i jakby mógł nosiłby ja na rękach. Znaleźć takiego chłopka w tych czasach to sukces.
-Jestem w szoku ale się cieszę i nie rozumiem jak mogło przejść ci coś takiego przez głowę. Mam nadzieje ,że to nie zaszkodziło maleństw za bardzo. Lou zajmie się wami dobrze i pamiętajcie ,że możecie liczyć na moją pomoc w końcu wychowuje dwójkę urwisów i prawie wychowałem taka jedna pyskatą osóbkę która siedzi przede mną ale nie żałuje tego.- powiedziałem i przytuliłem ją. Ja dziadkiem, to jest dziwne uczucie ,szkoda ,że Matt  tego nie doczekał. Zadbam o nich tak jak zrobiłby to on. Rozmawialiśmy tak jeszcze trochę  i wyjaśniliśmy sobie wszystko związane z tą sytuację. Louis zaniósł ja do pokoju ponieważ zasnęła w między czasie. Wchodząc do sypialni od razu Alice zaatakowała mnie pytaniami.
-No i co kiedy się wynosi z domu?
-Nie prędko i proszę cię skończ już z tymi tekstami. Jej matka była świetną kobietą i nie odzywaj się na ten temat ponieważ nic nie wiesz. Mogłabyś się uczyć od niej macierzyństwa Jeszcze raz obrazisz ją albo kogo kol wiek z jej rodziny i wynosisz się z mojego domu i nie wracasz. Obrażając ich obrażasz mnie. Rozumiesz?- powiedziałem co miąłem i wyszedłem z pokoju udając się do biura. Muszę wykonać papierkową robotę. Przeglądałem akurat papierki bankowe kiedy ktoś zapukał do pokoju.
-Proszę.
-Nie przeszkadzam?- zapytał brunet wychylając się za drzwi
-Nie no coś ty. Niech zgadnę nie możesz spać po tym czego się dzisiaj dowiedziałeś, nie dociera to do ciebie?- zapytałem z uśmiechem
-Dokładnie tak, jakbyś czytał mi w myślach. Boje się trochę tego i nie wiem jak to wszystko będzie, martwię się  o nich. Teraz wszystko może się wydążyć po tym napadzie. Czuje ,że to dopiero początek a nie chce ich stracić.-powiedział
-Miałem tak samo kiedy ojciec Ro zginął w wypadku a ona została sama z matką. Później jak urodził się Josh i El jeszcze bardziej. Nie ukrywam ,że to co robimy nie jest dobre a mając rodzinę narażamy nie tylko siebie ale i ją. Codziennie martwię się o nich i nie wiem co mnie czeka kiedy wrócę do domu. Rozumiem twoje zmartwienie ale pamiętaj ,że to najbliżsi dają nam siłę walki.
-Zaczynam kolejny etap a tak naprawdę nie wiem co powinienem zrobić i jak postępować. Najgorszą myślą jest to ,że ja mogę być tym kimś kto ją skrzywdzi. Powinienem ją chronić ale nie wiem przed czym tak naprawdę. Wiele razy chciałem zostawić ją dla jej bezpieczeństwa ale wiedziałem ,że jak to zrobię to skrzywdzę ja jeszcze bardzie.- kiedy to mówił widziałem w jego oczach strach przed utartą tego co kocha i bezradność.
-Pamiętaj, że zawsze ci pomogę i w końcu będziemy rodziną.- wyznałem i poklepałem go po plecach
-Dziękuje Mark. Idę sprawdzić jak tam Roze i nie przeszkadzam ci już.-dodał i wyszedł a ja wróciłem do papierów. Będzie z niego świetny ojciec i mąż. Założył gang aby pomagać rodzinie a nie dla szpanu jak zrobiłem to ja kiedy byłem w podobnym wieku co on.

niedziela, 30 sierpnia 2015

Rozdział 6 "Cisza przed burzą"

***2 miesiące później,20.02.2015 r.,piątek***

Perspektywa Mark'a:

Co do włamania to mam pewne przeczucia kto to był. Nie ukrywam, że w sprawie wypadku mojego przyjaciela też mamy postępy. Musze przyznać, iż Louis jest świetnym biznesmenem. Dowiedziałem się także o nielegalnych bitwach tanecznym organizowanych przez  Rose. Dziewczyna ma talent i dobrze zna się na rzeczy. Nie będę ukrywać, że po tym włamaniu moje małżeństwo przechodzi kryzys ale nie przeszkadza mi to szczególnie. Mam czas na dzieci i firmę. Ostatnio rozglądam się za małym budynkiem w którym Ro będzie mogła otworzyć swoja szkołę tańca o której tak marzy. Razem z Lou chcemy zrobić jej mały prezent na 19nastke.

-Tato mamy trop o którym mówiłeś. Namierzyliśmy ich. Mają swoja siedzibę w wschodniej części Doncaster.-poinformowała mnie Marie wchodząc do mojego biura
-Oky to ja powiem kilku swoim ludziom aby pojechali tam i rozeznali się w terenie, podaj mi ten adres.-odpowiedziałem i wykręciłem numer do jednego z moich ochroniarzy. Złoże im wizytę za jakiś czas i wtedy się rozmówimy. -Jak tam dzieciaki?
-Wykąpane i położone spać rzecz jasna. Ja idę do Louis'a na noc,wrócę jutro tak około 12, bo obiecałam Elizabeth, że pójdziemy na małe zakupy po zabawki i prezent dla jej koleżanki. Ja uciekam, pa.-powiedziała i dała causa w policzek
-Tylko mi tak grzecznie jak coś to pamiętaj jeden telefon i jestem.-powiedziałem
-Dobrze, pa.-powiedziała a chwile później słyszałam zamykające się drzwi.

Cisza spokój w domu, jak zawsze Alice poszła do swojej przyjaciółki na babski wieczór i wróci jutro. Oczywiście Rosemarie musiała wtrącić swoje 3 grosze kiedy Al wychodziła i nie obyło się bez małej kłótni. Przyzwyczaiłem się do tego. Korzystając z tego, że mam czas wolny przebrałem się w dresy i postanowiłem trochę poćwiczyć. Dawno tego nie robiłem, trudno się dziwić kiedy latałem po między pracą, domem, gangiem a po drodze trzeba było rozwiązywać konflikty zająć się dziećmi i wieloma innymi sprawami. Gdyby nie było Rose to nie wiem czy dałbym sobie radę z tym wszystkim.

Perspektywa Emmy:

Louis musiał zabrać mi Ro kiedy miałyśmy zamiar iść na jakąś imprezę i porządnie za szaleć. Niall i reszta chłopaków też nie jest ucieszona ponieważ chcieli sobie zrobić męski wieczór. Chociaż z jednej strony to lepiej, że nasze plany się pokrzyżowały, przynajmniej spędzie więcej czasy z Niallerem. Brakuje mi tego i to bardzo.

-Nie dość, że cały dom wolny to jeszcze wspólny wieczór. Tak mogę mieć zawsze.-powiedział Niall i zaśmiał się złowieszczo
-Nie wyobrażaj sobie za wiele ty mój bad boy'u.-powiedziałam i pocałowałam go a on odwzajemnił i zaczął pogłębiać pocałunek. W końcu oderwaliśmy się od siebie ponieważ zabrakło nam tlenu.
-Dlaczego ty z każdym pocałunkiem jesteś coraz słodsza?-zapytała a ja tylko poruszyłam na znak, że nie wiem.

Cały wieczór spędziliśmy na kanapie oglądając filmy, rzucając się popcornem i poduszkami, skradając sobie pocałunki. Jednym słowem byliśmy jak zakochana para która nie ma żadnych problemów a ich życie jest jak z bajki. Niestety to tylko pozory. Czasami zastanawiam się jakby to wyglądało gdyby nie było tego gangu, czy byśmy się poznali i byli razem? Może to jakieś przeznaczenie? Tego nie wiemy i się nie dowiemy. Jestem też ciekawa jak to będzie w przyszłości co się z nami stanie, co będziemy robić, czy będziemy mieli rodziny i dzieci czy będziemy nadal utrzymywać kontakt. Mam tyle pytań i na żadne nie znam odpowiedzi i nie uzyskam a bardzo bym chciała. Nawet nie wiem kiedy usnęłam wtulona w Niall'a.

Perspektywa Alice:

Nie sądziłam, że mój mąż może być taki tępy i dać się wykorzystywać. Niby szef gangu a taki pusty. Nawet nic nie podejrzewa a ja mam z tego korzyści. Nie ważne, że sama dobrze stoję finansowo ale po co mam marnować te pieniądze skoro mogę brać od niego. Mam tyle asów w rękawie i w każdej chwili mogę go zrujnować a on nawet o tym nie będzie wiedzieć. Jest nie świadomy, że jego największy wróg to żona. Moim zagrożeniem jest ta wredna szmatowata małolata która myśli, że jest lepsza i może wszystko. Jest tak samo pusta i ździrowata jak jej matka i tak samo sentymentalna jak jej pożal się boże ojciec. Widać, że jabłko pada nie daleko jabłoni. Ona wie za wiele o mnie i o tym czym się zajmuje. Nie ukrywam, iż od początku jej nie znoszę, jedyny pożytek mam z niej taki, że zajmuje się dzieciakami. Musze się pozbyć zgrai tych małolatów a kiedy Mark będzie załamany tym co się stało wykończę i jego. Już nie długo.

sobota, 22 sierpnia 2015

Rozdział 5 "Cios w czuły punkt"

Uprzedza,że en rozdział zawiera wulgaryzmy lecz sytuacja tego wymaga.Czytasz to na własna odpowiedzialność.

***2 miesiące później,22.12.2014 r.,piątek***

Perspektywa Mark'a:

Louis zgodził się na połączenie naszych gangów a co za tym idzie musieliśmy połączyć nasze firmy ale tym nie było najmniejszego problemu.Przygotowania do świąt idą pełna para.Oczywiście nie obędzie się bez kłótni Ros z Alice. Czasami zastanawiam się po co to wszystko. Ostatnio podsłuchałem jak Marie ostrzegała moja żonę, aby miała się na baczności bo w każdej chwili może ujawnić coś co nie spodoba się mnie i może być koniec tej sielanki dla niej. Nie sądziłem, że kiedyś usłyszę coś takiego z jej ust.Wiem, iż jest ona nie typowa i nie da sobą pomiatać ale żeby zastraszać, tego się nie spodziewałem.

-Tato kupiłeś składniki na bananowca?-od progu usłyszałem najmłodszą córkę
-Tak skarbie mam wszystko,a co już nie możesz się doczekać? Gdzie Rosemarie?-zapytałem
-W kuchni robi lukier na babeczki a mama wyszła na zakupy świąteczne i kazała ci przekazać, że wróci dość późno bo umówiła się z jakąś przyjaciółka jeszcze.-wyznała Eliza i pobiegła do siostry
-Josh możesz mi pomóc, w aucie są jeszcze dwie torby, przynieś je bo nasze kucharki zaczną się denerwować.-dodałem i wchodząc do kuchni poczułem zapach moich ulubionych cynamonowych babeczek.
-No na reszcie ile można robić zakupy, jak tak będzie dalej to się nie wyrobie. Alice woli zakupu i spotkanie z przyjaciółkami, Jo gra na konsoli i jedyna chętna do pomocy to El. Chyba zamieszkam w tej kuchni i będę lecieć na samej kawie aby to wszystko ogarnąć.-oburzyła się Rose
-Oj skarbie już ci pomagam tylko przebiorę się i jestem do twojej dyspozycji razem z tym urwisem.-powiedziałem i pokazałem na syna.

***5 godzin później***

Na szczęście ciasta już skończone, sałatki i inne potrawy też.Na jutro zostało tylko upieczenie kaczki i drobne przygotowania. Al nadal nie wróciła ale to żadna nowość. Postanowiłem zrobić sobie przerwę od papierkowej roboty. Dzieciaki już dawno w łóżkach więc w domu jest grobowa cisza. Czasami zastanawiam się jakby to było gdybym nie poślubił matki Ro a potem Alice. Nie miałbym zgrai dzieci, nie miałbym o kogo dbać ani kim się opiekować, być może byłbym starym zgredem który byłby nie lubiany przez swoich pracowników.

-Rose?Dlaczego ty jeszcze nie śpisz,coś się stało?-zapytałem podchodząc do niej
-Zastanawiam się jakby to było gdyby tata żył, jak wyglądałoby moje życie i święta z nim.-wyznała
-Byłyby tak sama piękne jak te które są teraz. Bardzo was kochał i nie widział świata po za wami dwiema. Planowali nawet rodzeństwo dla ciebie ale niestety przez ten wypadek wszystko się popsuło. Miał kupić większy dom na obrzeżach miasta. Zaczynaliśmy rozkręcać firmę więc było nas stać na więcej rzeczy. Była najlepszym mężem, ojcem i przyjacielem. Nikt nie był tak oddany bliskim jak on.-opowiedziałem jej o ojcu i zobaczyłem,że miała łzy w oczach-Nie płacz, znajdę tego drania i zapłaci on za to co nam zrobił. Obiecuje to Tobie.-nagle zadzwonił telefon Rose
-Tak Hazz,co jest ,że dzwonisz o tej porze?...Co jak to,kiedy?...Zaraz będę tam.-powiedziała i się rozłączyła-Tato muszę jechać do bazy ktoś się nam włamał i była strzelanina,Liam i Lou są ranni.
-Jadę z tobą dla bezpieczeństwa.Ubieraj się a ja powiem Jo aby zaopiekował się małą.Weź kluczyki i zaczekaj w aucie.

Perspektywa Rosemarie:

Nie wiem jakim cudem włamali się do naszej siedziby.Jest zbyt dobrze strzeżona.Coś mi tu nie pasuje.To wszystko było zaplanowane.Ktoś musiał nas obserwować i wiedzieć kiedy jest zmiana ochrony i w jakich godzinach przesiadujemy.Tylko dlaczego o tej porze Lou tam był,co on robił tam?Liam to oky bo on dzisiaj miał dowodzić ale Lou,to jest w chuj podejrzane.Znajdę tych gnojków i ich zabije gołymi rękoma nie ma litość za takie coś nie u mnie.Postanowiłam zadzwonić do loczka i dowiedzieć się więcej.
-Harry co się dokładnie wydarzyło.Opowiedz mi to i co tam robił Louis?-zapytałam  w tym czasie pojawił się tata w aucie-Zaczekaj dam na głośnik bo tata jest ze mną.
-Akurat jak to pod koniec miesiąca liczymy utarg i coś nam się nie zgadzało więc Li zadzwonił bo Louis'a aby wytłumaczyć to więc on przyjechał i zaczęliśmy wszystko powoli układać w całość.Któryś z naszych podwładnych ukradł 5 tysięcy z tygodniowego utargu.Na szczęście już się tym zajęliśmy i hajs odzyskany.Kiedy chowaliśmy wszystko do sejfu u słyszeliśmy strzały więc Louis kazał mi schować wszystko i zabezpieczyć a on i Liam poszli zobaczyć co się dzieje.Później dołączyłem do nich.Była to grupka 6/7 osób mieli dobry sprzęt więc my z podręczna bronią mieliśmy małe szanse.Zabiliśmy 3 a pozostali uciekli.Kiedy się pojawiłem to oni już byli postrzeleni.Tommo oberwał w ramię a Daddy w nogę.Wyjdę z tego tak powiedział lekarz.Jestem z nimi w szpitalu i maja się dobrze.Ty jedz do bazy tam jest już Zayn z Niall'em.Uważaj na brata Em bo dzisiaj miał warte.Jemu nic nie jest jak coś.Kończę bo lekarz przyszedł.-powiedział i się rozłączył.
-Kurwa zabije tych gnojków,nikt nie ma prawa krzywdzić moich bliskich.Dorwę ich.-nerwy roznosiły mnie i nie mogłam się uspokoić
-Spokojnie rozwiążemy to,pomogę ci.-odparł tata i resztę drogi minęła nam w ciszy

***10 minut później***

Kiedy zobaczyłam jak to wygląda i gdybym nie wiedział co tu się stało to pomyślałabym,że przeszła tedy trąba powietrzna.Zaczęłam szukać wzrokiem jakiejś znanej twarzy ale nic nie zauważyłam.Czyli są na dole.Udałam się tam najszybciej jak tylko mogłam
-Jaki idiota dopuścił do tego!-wrzasnęłam wchodząc do pomieszczenia
-Spokojnie własnie przeglądamy monitoring.Zaszli nas od tyłu a w tym czasie była tam zmiana ochrony więc wykorzystali to i w tym czasie przedostali się na teren posesji.-wytłumaczył mi Zayn
-Mówiłam,że ten sposób nie jest doby a nikt mnie nie słuchał to teraz macie.Nie powinni schodzić z postarunku na zmianę.Macie teraz tego skutki.-byłam tak wściekła,że nie panowałam nad sobą.Niall podchodząc do mnie prawie oberwała ale w czas złapał moja dłoń
-Usiądź i się uspokój,Sophia też już tutaj jedzie.Wszystko będzie dobrze.Nie ucierpieli na szczęście poważnie a to najważniejsze.Najprawdopodobniej jeszcze dzisiaj wyjdą.-wyznał i posadził mnie na fotelu
-Pokażcie mi ten monitoring postaram się wam pomóc.-nagle zadzwonił telefon taty-Mark Williams,Słucham?...Nie krzycz Al.Musiałem załatwić coś w pracy.Wrócę jak najszybciej....Pojechała ze mną ponieważ zaczynam ja wprowadzać w sprawy firmy i nie denerwuj się tak.Zadzwonię później bo teraz nie mogę rozmawiać.-powiedział i rozłączyłem się.
Obejrzeliśmy całe nagranie z kilka naście razy.W między czasie przyjechała Sophia i dzwonił Hazz,że za jakiś czas będzie z chłopakami w bazie.


Perspektywa Liam'a:

Nigdy nie poczułem takiego bólu jak w czasie postrzelenia.Chciałam pomóc Louis'owi bo został trafiony w momencie kiedy strzelał do jednego z napastników.Nie ukrywam ma dobrego cele,kazałem mnie osłaniać ale nie zdążyłem przebiec do niego i mnie trafili.Chwile później pojawił się Harry z bratem Emmy.Załatwili oni jeszcze dwóch gości a reszta uciekła.Loczek od razu zawiózł nas do szpitala.Lou oberwał w bark a mi kula ominęła kość i przeszła na wylot.Na szczęście obyło się bez operacji i mogliśmy szybko wyjść.Trzeba uporządkować wszystkie sprawy i wyjaśnić to co się stało,Mam dziwne przeczucie,że nie obędzie się bez ofiar.
-Sophia jest załamana a Roze jest tak wściekła,że jakby mogła to zabiłaby wszystko co się rusza.Nie wiem gdzie znalazłeś ja Louis ale takiej dziewczyny nigdy nie widziałem i nie znałem.-powiedział Harry kiedy jechaliśmy do willi
-Nie sądziłem,że może być aż tak wkurzona i zdeterminowana.-odpowiedział BooBear
-Mam nadzieje,że nie ucierpiał nikt z naszych i,że już posprzątali większość.- wyznałem
Czuje,że czekają nas pracowite święta.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Moja głowa buzuje od pomysłów jak nigdy.Jestem w szoku,ze pisze coś takiego i w takiej ilości.

piątek, 21 sierpnia 2015

Rozdział 4 "Nie w porę"

***Półtora tygodnia później,3.10.2014,wtorek***

Perspektywa Louis'a:

Dzisiaj transakcja odbywa się u nas w bazie ponieważ szef owego gangu od którego bierzemy towar ma pewne sprawy do omówienia.W takich sprawach zawsze mam koło siebie Zayn'a jako wspólnika no i Roze. Pierwszy raz spotkam się z tym ich szefem i nie ukrywam boję się. Liam z Harr'ym pojechali po nich aby zachować ostrożność, jej nigdy nie jest za wiele.
-Loui już są.-powiadomiła mnie Ro  wchodząc do sali obrad. Nie ukrywam, że kupno tego domu bardzo ułatwia mi kierowanie tym interesem. Do pomieszczenie wszedł Hazz a za nim 2 jakiś facetów i Liam.
-Witam panów, mam nadzieje, że wybaczycie nam te zachowanie ale chodzi o bezpieczeństwo.-wyznałem.
-Szef zaraz się pojawi tylko skończy rozmowę.-powiedział jeden z mężczyzn. Usiedli przy stole i czekaliśmy na ich szefa jak i na Rosemarie która jak zwykle gdzieś uciekła.
-Louis wrócili chłopcy z terenu.Wszystko  jest załatwione i w dobrym stanie.-powiedziała Ro wchodząc do sali konferencyjnej
-Wybaczcie to spóźnienie ale interesy nie mogły poczekać.-powiedział ich szef a mnie zatkało, to ojczym mojej dziewczyny. Spojrzałem na nią, była w szoku tak samo jak Mark. Kiedy nas zobaczył stanął w wejściu i się nie ruszył.Szepnął coś do jednego z ochroniarzy a oni wyszli i zostawili nas samych.Od razu jakoś lepiej mi się zrobiło.
-Tato? Jak,dlaczego?-Ro nawet nie mogła złożyć dobrze zdania tak była w szoku
-Wiem, to nie tak powinno wyglądać i nie tak miałaś się o tym dowiedzieć. Przepraszam. Twój tata był moim wspólnikiem. Razem założyliśmy ten gang. Powiedź mi w takim razie kto jest szefem tu?-zapytał
-Ja, Rose i mój przyjaciel, mamy jeszcze dwóch bliskich pomocników ale ich już pan poznał.-powiedziałem i pokazałem na Harr'ego i Lama oraz Zayn'a.-Nie chciałem aby i to się tak wydało ale mogę zapewnić, że nic złego Rosemarie się nie stanie. Zadbam o to.-odpowiedziałem
-Trzymam cie za słowo. Mam małą propozycje dla ciebie Louis.
-Słucham.-nie ukrywam,że bardzo się zaciekawiła tak jak zmartwiłem
-Co byś powiedział na połączenie naszych gangów.Wiem, że masz sporo terenu tak jak ja, towaru wystarczy na pewno a po za tym wiem, że dobre dziecko z ciebie i bez przyczyny nie wchodziłbyś w takie gówno.-wyznał a ja byłem w szoku. Nie wiedziałem co powiedzieć.
-Musze porozmawiać z innymi, sam nie chce podejmować tej decyzji, rozumie pan. Za 3 dni maksymalnie dam odpowiedź.-wyznałem
-Spokojnie nie śpieszy mi się, poczekam ile będzie trzeba.Towar tak jak obiecałem jest. Jeśli miałbyś jakieś pytanie to wiesz gdzie mnie szukać. Trzymajcie się dzieciaki i do zobaczenia.-powiedział i wyszedł. Roz wybiegła jak szalona z budynku. Kazałem Hazz'ie za nią pójść na wszelki wypadek.Wole nie ryzykować

Perspektywa Mark'a:

To był szok kiedy zobaczył Roze i Lou w tamtym miejscu. Nie sądziłem, że to oni stoją za tymi wyścigami. Nie sądziłem nawet, że oni wywołują taki popłoch w policji. Nie wiem nawet jak Ro to przyjęła. Do tej pory nikt o tym nie wiedział. Oczywiście firma transportowa jest tylko przykrywką no ale tak robi większość dilerów w tym kraju a teraz mają się połączyć w jedno dwa najbardziej wpływowe gangi. Będzie się działo. Zrezygnowałem z dokumentacji i takich tam w biurze ze względu na córkę.
-Rozemarie mogę wejść?-zapytałem
-Jeśli musisz.-nie widziałem jej twarzy ale mogłem spodziewać się tego,że płacze
-Kochanie wiem, że to ciężkie do pojęcia ale co ja mam powiedzieć kiedy jedna z moich córek jest zamieszana w najgorsze co może być na tej ziemi. Chciałem ci powiedzieć o tym kiedy będziesz przejmować firmę.Chciałem cie wprowadzić w to a okazało się, że ty już dobrze wiesz co i jak.-wyznałem i czekałem na jej odpowiedź.Obróciła się w moja stronę i przytuliła się do mnie.
-Ja nie chciałam ale tylko tak mogłam cie odciążyć finansowo.Tak na prawdę to nie wiedziałam na początku na co się pisze. Miałam dopiero 14 lat. Sam pamiętasz jak wtedy było. Chciałam być samodzielna i udowodnić, że poradzę sobie sama i nikogo nie potrzebuje. Po za tym docierało do mnie, że wypadek taty mógł być ukartowane ponieważ nie znałam lepszego kierowcy od niego.
-Tak to prawda.Wypadek twojego taty nie był z jego winy.W tamtym czasie mieliśmy zatargi z konkurencyjnym gangiem i to była ich zemsta za to,że "wygoniliśmy" ich z tego terenu. Chciałem ostrzec twojego tatę aby nie wsiadał do auta ale jak zadzwoniłem było już za późno. Od kilku lat szukam sprawcy na własna rękę i jestem coraz bliżej. Zlokalizowałem tą grupę już. Obiecuję tobie, iż znajdą tą osobę i odpowie za to co zrobiła nam.-powiedziałem
-Chce ci pomóc w tym. To dotyczy też mnie. Proszę pozwól mi na to, to bardzo ważne dla mnie.-odpowiedziałem i czekała na moja reakcje.W jej oczach było coś co kazało mi pozwolić jej na to i mówiło,że z nią uda się wszystko.
-No dobrze. Porozmawiamy o tym jeszcze później a teraz kładź się spać miałeś dużo wrażeń dzisiaj. Dobranoc, miłych snów kochanie.-pocałowałam ja w czoło i wyszedłem schodząc na dół gdzie czekała na mnie Alice. To nie będzie spokojna noc. Chociaż to żadna nowość.

Rozdział 3 "Niespodzianka"

***3 tygodnie później,22.09.2014,piętek***

Perspektywa Emmy:

Skoro piątek to znaczy, że weekend a jak weekend to czas wolny który zamierzam spędzić z Niall'em. Uwielbiam te dni kiedy nie ma nic innego po za nim. Okazało się, że tata Cat jest komisarzem i nie może nam za bardzo zaszkodzić. Zdążyliśmy już zorganizować 2 wyścigi i jedną bitwę taneczną ale to akurat moja i Rose działka. Dzięki nowemu dostawcy mamy większą liczbę klientów co za tym idzie więcej hajsu. Jutro jedziemy razem z Hazzą i Liam'em po towar. W tym tygodniu kolej na dziewczyny.
-Kochanie to co dzisiaj mamy w planach?-zapytałam Niall'a kiedy przekroczyłam próg jego domu
-Mamy do dyspozycji cały dom.Wybierasz ty.-odparł
Całą noc spędziliśmy na kanapie oglądając filmy a raczej horrory. Wiedziałam bardzo dobrze, że to było specjalnie ale mi to nie przeszkadza ponieważ kocham przytulać się do tej jego umięśnionej klatki piersiowej i otulona jego ramionami. Kocham też zapach perfum jaki używa. Rozpływam się na samą myśl o tym połączeniu a co dopiero kiedy mam je przy sobie. Nawet nie wiem kiedy usnęłam w jego objęciach.

***następny dzień,***

-Kocie wstawaj. Ja wiem, że się fajnie śpi ale śniadanie ci wystygnie a mamy dużo rzeczy do zrobienia dzisiaj.-Niall starał się mnie obudzić a ja już nie spałam do kilku minut ale chciałam posłuchać jego głosu.-Wiem, że już nie śpisz bo mrugasz oczami.-dodał i pocałował mnie w usta a ja  ie umiem się oprzeć jego słodkim ustom.
-Co oferuje pan na śniadanie?-zapytałam otwierając oczy i obracając się na plecy a Niall miał dłonie po bokach mojej głowy
-Śniadanie może zaczekać.Ty jesteś ważniejsza.-odpowiedział i przyssał się do moich ust a to oznacza tylko jedno.Nie prędko wyjdziemy z tego pokoju.

Perspektywa Sophi:

Odebranie towaru to zawsze jest dla mnie ogromny stres. Nie ważne, że robię to od kilku lat ale może pójść coś nie tak. Zawsze mamy tych samych "ochroniarzy" plus jacyś niżej postawieni których najczęściej nie znam. Za godzinę mamy być w umówionym miejscu a ja coraz bardziej się obawiam. Pierwszy raz będę dokonywać transakcji z nowym dostawcą i to w nie znanym mi miejscu.
-Dziewczyny wsiadajcie, bo już musimy jechać aby zdążyć i być jeszcze przed czasem za nim przyjadą tamci-powiedział Liam i wsiadłyśmy do auta. Dla bezpieczeństwa zawsze jeździmy dwoma, Rose z em i Harrym a ja z Li.

***30 minut później***

Właśnie jesteśmy na miejscu. Nasi już tutaj są. Wysiadam ostrożnie z auta tak jak dziewczyny. Lepiej być ostrożnym. Jak zawsze to Ro dokonuje transakcji ze względu na to,i ż jest prawą ręką Tommo ale mi to nie przeszkadza. Lepiej dla nas.

Perspektywa Emmy:

Właśnie omawiałam z Ro plany na jutro kiedy dotarłyśmy na miejsce. Jak zawsze obstawa już na nas czekała. Jeden z tych chłopaków jest bardzo podobny do mojego brata ale to nie możliwe aby wplątał się w coś takiego a po za tym on nie może mnie zobaczyć i nie może wiedzieć,że jestem w gangu i jestem dilerką.
-Rose zaczekaj chwile. Może mam zwidy ale wydaje mi się,że jeden z tych chłopaków to mój brat.-wyznałam i pokazałam jej na nich.W tym czasie reszta się z nimi witała-Proszę cię jeśli to jest prawda on nie może się dowiedzieć co robię.
-Dziewczyny chodźcie tu bo zaraz będą z towarem.-zawołam Hazz
-Już idziemy.-powiedziała Marie-Masz tu moją bluzę i załóż kaptur.Powiem Li aby staną z tobą trochę dalej on nas oky?
-Dziękuję, jesteś wielka, kocham cię.-odpowiedziałam i szłyśmy w stronę reszty. Rose powiedziała coś Daddy'emu i podszedł do mnie a w tym czasie podjechali dostawcy.Harry podał Roz walizkę z gotówką.

Perspektywa Harr'ego:

Kiedy podjechało auto poczułem jak Rozmarie ścisnęła mnie za dłoń.Nigdy tak nie robiła ale co się dziwić nowy dostawca i pierwsza transakcja z nim w jej wykonaniu. Sophia zaczyna się uczyć dopiero przeprowadzanie transakcji ponieważ nie zawsze Lou, Zayn, Li czy Ro może a ja wole za to się nie barć dlatego. Podobno płeć piękna lepiej negocjuje.
-Witam. No proszę a to niespodzianka nie sądziłem, że mamy w tym fachy takie piękności.-powiedział jeden z tych facetów
-Miło mi słyszeć te komplementy ale nie po to się tu spotkaliśmy. Mogłabym zobaczyć towar?-wiedziałem, że się stresuje tą wymiana ale nie pokazuje tego, ta pokerowa twarz jest w tym mistrzem.
-Piękna i jaka konkretna. Frank podaj walizkę.-otworzyli walizkę a tam jakieś 15 kilo amfy
-Hazz sprać paczki.-rozkazała Ro, lubię ja taka stanowcza. Louis nie mógł trafić lepiej. Nie wiem gdzie znalazł tak genialne dziewczyny no ale on ma nosa do tego. -Jest oky.
-Więc tak tutaj jest gotówka, tyle ile uzgodnione było. Zabierz towar i wiesz co masz zrobi a ja dokończę tutaj transakcje i przyślij Liam'a do mnie.-odparła a ja szybko się zawinąłem i realizowałam typową procedurę. Zapakowałem połowę do jednego auta a drugą do drugiego i kazałem jechać chłopaka do bazy.Nie dość,że Sophia się przyucza to jeszcze dzisiaj był nowy chłopaka. Mam dziwne wrażenie, że skądś go znam.

Perspektywa Liam'a:

Transakcja zakończyła się pomyślnie i za półtora tygodnia znowu. Boje się trochę o Sophie jak sobie poradzi z tymi interesami. Pamiętam jak Ro uczyła się tego.
-Li dlaczego stałeś na uboczu z Em coś się stało?
-Najprawdopodobniej jeden z tych chłopaków to brat Emmy ,bała się,że ją rozpozna i dowie się co robi. Muszę pogadać z Lou o tym i dowiedzieć się więcej.-odpowiedziałem i odwiozłem ją do domu.
-Lou za 15 minut w maszyn miejscu i nie obchodzi mnie co robisz teraz robisz to ważne.-powiedziałem i rozłączyłem się nie czekając na jego odpowiedz.

***15 minut później***

-Kiedy byliśmy odebrać towar z dziewczynami Emma rozpoznała w jednym z chłopaków swojego brata. Powiedz mi on jest w gangu a ona o niczym nie wie?-zapytałem od razu jak się spotkaliśmy
-Tak jest w gangu prosił mnie o pomoc więc nie mogłem odmówić kumplowi ale z tego co się orientuje on miał być gdzie indziej. Wyjaśnię to i dam ci znać.-odpowiedział
-Emma boi się, że mogą się spotkać gdzieś w bazie czy w czasie jakiejś akcji rozumiesz to.
-Oky,oky załatwię to i postaram się aby na siebie nie wpadli a teraz wybacz muszę spadać bo mam rozgrywki w fife z Zayn'em i Niall'em.-odparł i każdy z nas poszedł w swoją stronę.