poniedziałek, 14 września 2015

Rozdział 7 "Nowy etap"

 ***3 tygodnie później,13.03.2015 r. piątek***

Perspektywa Emmy:

Po dłuższym czasie zrobiłyśmy sobie z dziewczynami babski dzień. Tak zaszalałyśmy. Wizyta u kosmetyczki i kilkanaście sklepów. Jutro mała impreza a potem znowu szara rzeczywistość. Roz jest jakaś nie obecna od jakiegoś czasu.”Odłącza” się od świata i nie reaguje jak coś się do niej mówi. Trudno było ją wyciągnąć na zakupy. Nie rusza się z domu bez potrzeby. Nie je, jest osłabiona i całkowicie nie przypomina siebie z przed kilku tygodni. Louis się martwi o nią tak samo jej ojczym. Często nie pojawia się w szkole teraz. Nikt nic nie wie.
-No to co mała kawa?- zapytałam
-Nie pogardzę, padam już na twarz i nóg nie czuje.-wyznała Sophia
Postawiłyśmy na Columbus ponieważ był on najbliżej i nie chciało nam się szukać innej kawiarni.
-Zamówcie coś dla mnie a ja zaraz wracam.-powiedział Ro i znikła za drzwiami od toalety.
-Zaczynam się o nią jeszcze bardziej martwić. Rozmawiałam z Markiem i powiedział mi, że siedzi całymi dniami w pokoju i z niego nie wychodzi nawet na obiad czy kolacje. W nocy sprawdza co z nią i czasami słyszy jak płacze po nocach a kiedy otwiera drzwi to ona przestaje i udaje ,że śpi. Bez powodu tak by się nie zachowywała. Coś musiało się stać.-wyznała Sop. Zdążyłyśmy skończyć kiedy wróciła Roze. Blada jak ściana i ledwo trzymająca się na nogach.
-Wybaczcie ale nie dam rady. Źle się czuje i wracam do domu, wybaczcie.-powiedziała i skierowała się w stroną wyjścia. Postanowiłam zadzwonić szybko po Lou aby ja zabrała stąd gdyż bałam się aby coś jej się nie stało po drodze. 

Perspektywa Louis’a:

Skoro dziewczyny wyskoczyły na zakupy i gdzieś tam jeszcze to my zrobiliśmy sobie rozgrywki w fife i takie tam. Nie obyło się bez kłótni i innych porachunków ale wszystko kończyło się na zgodzie. Niall już pożerał nie wiem którą paczkę chipsów. Ja z Zayn’em rozgrywaliśmy którąś z kolei dogrywkę, Hazz grzebał coś w telefonie a Li gadał przez telefon z jakimś odbiorca towaru. Nie ważne ,że każdy robił coś innego ale byliśmy razem i dobrze się bawiliśmy. Gdyby były tu jeszcze nasze kochane dziewczyny byłoby idealnie.
-Niall chyba twoja dziewczyna pomyliła numer telefonu.-powiedział Harry i podał mu swój telefon
-Em dlaczego dzwonisz do Hazzy a nie do mnie?
-A rozumiem ,już ci go daje. Lou to do ciebie.-oznajmił i podał mi telefon
-Tak?
-Lou streszczaj dupę i przyjeżdżaj szybko do centrum handlowego. Ro wraca do domu sama a wygląda jak żywy trup. Masz ja odebrać i zawieść do domu tylko się pośpiesz ponieważ wyszła z kawiarni.-oświadczyła i się rozłączyła
-Wybaczcie ma ważna sprawę. Wrócę jak najszybciej a jak nie to wybaczcie.-dodałem i wybiegłem z domu. Szybko wsiadłem do auta i pognałem pod galerie.

***5 minut później***

Zdążyłem w samą porę akurat wychodziła z budynku. Wysiadłem i podbiegłem do niej. Kiedy byłem już blisko niej zachwiał się i zemdlała ,na szczęście zdążyłem ja złapać. Zabrałem wszystkie rzeczy i szybko zabrałem ja do auta. Położyłem ją na tylnie siedzenie i się ocknęła.
-Lou? Co się stało i co ty tu robisz?
-Przyjechałem po ciebie i dobrze zrobiłem. Teraz pewnie leżałabyś na chodniki a ludzie może wezwaliby pogotowie. Roz kochanie co się z Toba dzieje od pewnego czasu możesz mi powiedzieć ,martwię się o ciebie jak większość z nas.-
-Nie mogę powiedzieć, dowiesz się w swoim czasie jak wszystko załatwię.-wyznała i powoli usiadła
-Jedziemy do domu a tam mi wszystko masz powiedzieć i nie obchodzi mnie ,że to jeszcze nie czas.Za bardzo cie kocham Aby pozwolić na to co  ty teraz robisz ze sobą.

Perspektywa Nall’a:

Louis wyleciał z domu jak poparzony nic nie mówiąc dokładnie. Postanowiłam zadzwonić do Em i dowiedzieć się więcej.
-Kochanie możesz mi powiedzieć co się stało?- zapytałem od razu kiedy odebrała
-Chodzi o Rosemarie. Jak pewnie zauważyłeś od pewnego czasu wygląda jak żywy trup ale dzisiaj wyglądała jeszcze gorzej. Chciała wracać do domu ale żadna z nas nie mogła jej odwieść więc zadzwoniłam po Lou aby on ja odwiózł ale co i jak to nie wiem.- odpowiedziała
-Kurcze to się robi coraz bardziej poważne. Trzeba cos z tym zrobić. Teraz już wiem dlaczego Tommo dzwoni codziennie do Marka. Dziękuje za wiadomość skarbie i widzimy się nie długo. Pa- powiedziałem i rozłączyłem się
Nie sądziłem ,że jest tak źle. Widziałem ją z dwa razy ale nie wyglądałam tak tragicznie. Fakt była słaba i blada jak ściana ale w miarę dawała radę. Pomijam ,że Sophia przejęła od niej jej klientów ale to nic wielkiego.
-Stary co jest? -zapytał Zayn 
-Z Roz jest coraz gorzej, ona się wykończy i przy okazji Lou. Teraz już wiemy dlaczego codziennie dzwoni do jej ojczyma. -wyznałem
Resztę wieczoru spędziliśmy na gadaniu i piciu. BooBear nie wróciła ale pewnie została u niej na noc i pilnuje jej.

Perspektywa Rosemarie:

Kiedy  już byliśmy pod domem wzięłam swoje rzeczy i szłam w stronę drzwi i miała nadzieje ,że Lou zaraz odjedzie ale on nie odpuścił i szedł ze mną. Nie mogę mu powiedzieć prawdy ,nie teraz. Taty nie było w domu, maluchy już śpią a Alice pewnie w sypialni.
-Możesz mi powiedzieć dlaczego to robisz i co chcesz tym osiągnąć?- zapytał wchodząc do pokoju
-Nie mogę ci powiedzieć rozumiesz. Jak to się skończy wszystko to ci powiem- odpowiedziałam. Chyba ci powiem-dodałam w myślach. Nie chce mu zrujnować życia. Kiedy to wszystko już rozwiąże to będzie dobrze, mam taką nadzieje.
-Kocham martwię się o ciebie, nie chce cie stracić rozumiesz. Jesteś dla mnie wszystkim. Proszę powiedź mi teraz co się dzieje. Nie wyjdę stąd dopóki się nie dowiem, nie odpuszczę a wierz ,że jestem do tego zdolny.-wyznał
Usiadłam na łóżku w głowie mając mętlik. Rozum mówił jedno a serce drugie i nie wiedziałam którego posłuchać. Bałam się jak na to zareaguje ale i byłam ciekawa jak to odbierze. Nie planowałam tego tak samo jak on. Trudno nie spróbuje to nie będę wiedziała. Wszystkie próby i tak nic nie dały i nie udała się rozwiązać tego inaczej. 
-Bo ja… to znaczy my.-zaczęłam się jąkać ponieważ nie wiedziałam jak mu to powiedzieć- Ja cię przepraszam to moja wina. Zrozumiem jak zakończysz to co jest między nami.
-Rozemarie Powidz w końcu o co ci chodzi-nigdy nie mówił do mnie pełnym imieniem chyba ,że był już naprawdę zły albo niecierpliwy
-Będziemy…to znaczy ja..ja jestem w ciąży. Przepraszam ja nie chciałam ja nie wiem jak to się stało. Zrozumiem każdą  decyzje jaką podejmiesz i…-nie dał mi dokończyć
-To prawda ,jesteś pewna? Czy ty chciałaś pozbyć się tego maleństwa? Powiedz mi prawdę.-mówił dość poważnie
-Tak to prawda byłam u lekarza i potwierdziło się. Tak ponieważ nie chciałam robić ci kłopotów i problemów.
-Rose to jest najlepsza rzecz jaka mnie spotkała. Jak mogłaś pomyśleć ,że nie będę chciał tego maleństwa. Będę tatą o matko. Marie kocham cie i to maleństwo nie pozwolę aby coś się wam stało a ty musisz dbać o siebie. Pójdziesz do lekarza i sprawdzisz czy nic się nie stało dziecku przez twoje głupie zachowanie. Który to tydzień?- powiedział i podszedł do mnie kładąc dłoń na moim brzuchu. Dziwnie się poczułam kiedy dotknął moje brzucha. Ja jakoś nie mogłam tego zrobić bałam się ,że pokocham je i nie będę w stanie się go pozbyć. Teraz wiem, że byłam głupie i nie wybaczyłabym sobie gdybym tak straciła tego maluszka. Nie sądziłam ,że tak zareaguje.
-Koniec 3 tygodnia.- odpowiedziałam
-Zaczekaj na mnie zaraz wrócę.- dodał i wyszedł z pokoju. Postanowiłam się umyć i przebrać w piżamy już. Teraz musze powiedzieć tacie o tym. Boje się jego reakcji i musze to zrobić kiedy nie będzie tej ździry w domu bo inaczej zacznie się wtrącać do rozmowy. Już nie długo będzie nikim.
Wychodząc z łazienki usłyszałam jak ktoś otwiera drzwi więc zeszłam na dół zobaczyć kto to.
-Tato to ty?- zapytałam będąc
-Tak to ja, spokojnie. Jak się czujesz?
-Już lepiej ale musze ci coś powiedzieć i wytłumaczyć.- wyznałam
-Dobrze. O Louis nie wiedziałem ,że jesteś.-powiedział a ja odwróciłam się i zobaczyłam bruneta opierającego się o ścianę
-Nie planowałam odwiedzin ale musiałem porozmawiać z Ro i przy okazji odebrać ją z centrum na prośbę dziewczyn. Zanim powiemy twojemu tacie o tym to zjesz coś porządnego i nie słyszę sprzeciwu. Musisz dbać o siebie i ja tego dopilnuje tak samo pewnie jak Mark.- wyznał Lou i zaciągnął mnie do kuchni a tam stały już tosty i moje kochane kakao. Zjadłam wszystko tak jak kazali i poszliśmy do salonu no ale musiała pojawić się ta szmata.
-O wróciłeś kochanie. Stęskniła się za tobą.-powiedziała i uwiesiła się na nim jak na wieszaku
-Też się stęskniłem ale musze porozmawiać z Rose to podobno ważne.-odpowiedział jej
-No to usiądę i też posłucham.
-Ciebie nikt tutaj nie zapraszał więc zabieraj swoją szanowną dupę i spieprzaj na górę-powiedziałam trochę głośniej 
-Mam prawo wiedzieć co się dzieje w moim domu i co takiego narobiłaś. Może w końcu Mark cię wywali z domu i przestanie się użalać nad tobą. Zwykłą szmata która puszcza się z każdym i gdzie popadnie. Taka sama jak matka.- jak nigdy miałam ochotę ją sprać na kwaśne jabłko ale Lou mnie powstrzymał. Nie umknęło mi ,że na jej słowa spiął się i też ledwo panował nad sobą
-Pięknie siebie opisałaś. Nawet jak tak bym nie umiała a co do mojej matki to się odpierdol bo była* o wiele lepsza od ciebie i przynajmniej kochała swoje dziecko nie tak jak ty swoje.- wyznałam
-Al  proszę cię idź na górę ja zaraz przyjdę tylko porozmawiam z nimi.- tak jak powiedział poszła do sypialni a my mogliśmy spokojnie porozmawiać. Nie wiem jak powiedzieć to tak samo jak nie wiedziałam jak powiedzieć Louis’owi. Boje się ,że mnie wyrzuci z domu i rozwiąże naszą spółkę i przeze mnie a my stracimy dostawce. 
-To może być wielki szok dla ciebie jak dla mnie był kiedy się dowiedziałem.-wyznał Lou
-To coś poważnego?- zapytał
-Przepraszam cię ,nie sądziłam ,że tak to się potoczy. Sama byłam w szoku kiedy się dowiedziałam. Chodzi o to ,że za nie całe 9 miesięcy zostaniesz dziadkiem. Bałam się tego i robiłam wszystko aby poronić i pozbyć się dziecka. Nie chciałam aby Lou przez to miał problemy z tym związane i mógł poświęcać się tak jak teraz interesom.-wytłumaczyłam i nastała kompletna cisza a na twarzy Marka wymalowane było zdziwienie, nie widziała tam złości ani rozczarowanie tylko zdziwienie.

Perspektywa Mark’a:

Byłem w szoku jak mogła chcieć pozbyć się dziecka myśląc, że to będzie problem dla nas. Rozmawiałem z Louis’em wielokrotnie na ten temat i wiedziałem ,że bardzo chciał mieć z nią dziecko a nawet dzieci ale chciał aby skończyła szkołę i studia. Co oznacza ,iż to nie była planowana ciąża lecz patrząc na niego cieszy się bardzo i jakby mógł nosiłby ja na rękach. Znaleźć takiego chłopka w tych czasach to sukces.
-Jestem w szoku ale się cieszę i nie rozumiem jak mogło przejść ci coś takiego przez głowę. Mam nadzieje ,że to nie zaszkodziło maleństw za bardzo. Lou zajmie się wami dobrze i pamiętajcie ,że możecie liczyć na moją pomoc w końcu wychowuje dwójkę urwisów i prawie wychowałem taka jedna pyskatą osóbkę która siedzi przede mną ale nie żałuje tego.- powiedziałem i przytuliłem ją. Ja dziadkiem, to jest dziwne uczucie ,szkoda ,że Matt  tego nie doczekał. Zadbam o nich tak jak zrobiłby to on. Rozmawialiśmy tak jeszcze trochę  i wyjaśniliśmy sobie wszystko związane z tą sytuację. Louis zaniósł ja do pokoju ponieważ zasnęła w między czasie. Wchodząc do sypialni od razu Alice zaatakowała mnie pytaniami.
-No i co kiedy się wynosi z domu?
-Nie prędko i proszę cię skończ już z tymi tekstami. Jej matka była świetną kobietą i nie odzywaj się na ten temat ponieważ nic nie wiesz. Mogłabyś się uczyć od niej macierzyństwa Jeszcze raz obrazisz ją albo kogo kol wiek z jej rodziny i wynosisz się z mojego domu i nie wracasz. Obrażając ich obrażasz mnie. Rozumiesz?- powiedziałem co miąłem i wyszedłem z pokoju udając się do biura. Muszę wykonać papierkową robotę. Przeglądałem akurat papierki bankowe kiedy ktoś zapukał do pokoju.
-Proszę.
-Nie przeszkadzam?- zapytał brunet wychylając się za drzwi
-Nie no coś ty. Niech zgadnę nie możesz spać po tym czego się dzisiaj dowiedziałeś, nie dociera to do ciebie?- zapytałem z uśmiechem
-Dokładnie tak, jakbyś czytał mi w myślach. Boje się trochę tego i nie wiem jak to wszystko będzie, martwię się  o nich. Teraz wszystko może się wydążyć po tym napadzie. Czuje ,że to dopiero początek a nie chce ich stracić.-powiedział
-Miałem tak samo kiedy ojciec Ro zginął w wypadku a ona została sama z matką. Później jak urodził się Josh i El jeszcze bardziej. Nie ukrywam ,że to co robimy nie jest dobre a mając rodzinę narażamy nie tylko siebie ale i ją. Codziennie martwię się o nich i nie wiem co mnie czeka kiedy wrócę do domu. Rozumiem twoje zmartwienie ale pamiętaj ,że to najbliżsi dają nam siłę walki.
-Zaczynam kolejny etap a tak naprawdę nie wiem co powinienem zrobić i jak postępować. Najgorszą myślą jest to ,że ja mogę być tym kimś kto ją skrzywdzi. Powinienem ją chronić ale nie wiem przed czym tak naprawdę. Wiele razy chciałem zostawić ją dla jej bezpieczeństwa ale wiedziałem ,że jak to zrobię to skrzywdzę ja jeszcze bardzie.- kiedy to mówił widziałem w jego oczach strach przed utartą tego co kocha i bezradność.
-Pamiętaj, że zawsze ci pomogę i w końcu będziemy rodziną.- wyznałem i poklepałem go po plecach
-Dziękuje Mark. Idę sprawdzić jak tam Roze i nie przeszkadzam ci już.-dodał i wyszedł a ja wróciłem do papierów. Będzie z niego świetny ojciec i mąż. Założył gang aby pomagać rodzinie a nie dla szpanu jak zrobiłem to ja kiedy byłem w podobnym wieku co on.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz