Kiedy Rose spędzała kolejne dni w domu rodziny Tomlinson’ów
a Louis z reszta grupy dopracowywał plan upozorowania wypadu Mark’a. Całkowicie
nieświadoma, otoczona miłością bliskich nie zdawała sobie sprawy, że za parę
dni straci jedną z najważniejszy osób w jej życiu. Jey już traktuje ją ja swoją
córkę natomiast El i Jo zadomowili się i nowym miejscu. Alice i jej ”pieski”
obmyślają kolejny plan zemsty aby pozbyć się The Kings i przejąć władze w
Doncaster.
-Louis kiedy będę martwy zaopiekuj się Rose i dziećmi. Nie chce aby cierpieli przez moją Alice. Przekaż im, że bardzo ich kocham i wytłumacz im całą tą sprawę i jak tylko sprawa trochę ucichnie a oni zostaną skazani to skontaktuje się z wami i podam namiary do miejsca gdzie jestem, a wtedy przyjedziecie do mnie.-wyznał Mark i udali się do Sali konferencyjnej gdzie omawiali plany związane z najbliższymi wydarzeniami.
***
-Mam nadziej, że każdy już wie dokładnie jak to będzie przebiegać. Nie możemy popełnić żadnego błędu, pamiętajcie.-powiedział Lou-Jak nie ma pytań to możecie wracać do swoich zadań i do zobaczenia jutro.-dodał i wyszedł z Sali w stronę swojego gabinetu
-Louis, zaczekaj.-zawołała Kat i dogoniła go w holu-Jak Rose się trzyma?- zapytała
-Już lepiej wraca do formy a po za tym co ja ci będę mówił. Przyjdź dzisiaj do nas to sama z nią pogadasz na pewno się ucieszy a jak jeszcze weźmiesz Emme to już na pewno się ucieszy z waszej wizyty. Przyda jej się trochę odskoczni od tego wszystkiego.-odpowiedział
-Sama nie wiem dlaczego wcześniej nie wpadłam na ten pomysł. To nic jej nie mów i zrobimy jej niespodziankę.- Lou pokiwał tylko głową- Do później.
***
Perspektywa Louis’a:
Sam już nie wiem co mam robić, staram się to jakoś ogarnąć ale to za wiele jak dla mnie. Wracam późnym wieczorem i wychodzę wcześnie rano. Nie mam nawet kiedy spędzić trochę czasu z Rose. Mama zawsze czeka na mnie i opowiada co się działo danego dnia i co z moja ukochana a mnie aż serce boli, że nie jestem przy niej w tym trudnym czasie dla nas wszystkich. Siedzę w firmie albo w siedzibie i nie cały czas jest coś do roboty. Mark przepisał już całą firmę na mnie i chłopaków aby nie było później problemów po jego odejściu.
-Louis co z ta wysyłką do Londynu?- powiedział Zayn po wtargnięciu do biura
-Wszystko powinno być gotowe a kontenery gotowe do wysyłki. Wczoraj upewniałem się czy gotowe i powiedzieli, że na dzisiaj już będzie.
-No to gówno bo nic nie ma kurwa. Dzwoniłem do nich i nie maja nic o takiej wysyłce w swojej bazie, byli wręcz zdziwieni moim telefonem.
-Tylko, że tego towaru już nie ma w magazynie bo wysłałem do zapakowania i powinien być na miejscu. To było ponad 100 kilo dragów. Nie mogły się rozpłynąć w powietrzu.-powiedziałem już całkowicie wściekły. Jeszcze tego nam brakowało aby ktoś przepuścił nie małą ilość tego złota. Rozpierdole tego kto to zrobił i nie będę ulgowo tego traktował.
-Eric kuźwa gdzie się chowasz i tak cię znajdę.- zaczęło się drzeć na cały budynek
-Co jest, nigdzie się nie chowam.- powiedział wychodząc z jednego z pomieszczeń magazynowych
-Co zrobiliście z towarem do wysyłki, gdzie on jest?
-Zawieźliśmy tak gdzie kazałeś. Na miejscu czekał na nas jakiś młody chłopak co mnie zdziwiło ale powiedział, że szef kazał mu odebrać bo nie mógł osobiście i żebyśmy się nie martwili o paczkę.-wyznał
-Co ja wam kurwa mówiłem o nieznajomych typach. Jesteście małymi dziećmi żeby was pilnować na każdym kroku. Myślałem, że to oczywiste aby nie przekazywać paczkami nikomu kto nie jest Benem. Tylko on odbiera nasze paczki a gdyby nie mógł to by dał cynk czy coś.
-Louis ja to załatwię a ty się uspokój bo nic dobrego z tego zaraz nie wyjdzie.-powiedział Zayn i poklepał mnie po ramieniu.-Wracaj do siebie a ja to ogarnę. Tak trudno zapamięta zasady które rządzą się tym biznesem. Wyciągnąłem telefon i aby zadzwonić do Bena i wyjaśnić to wszystko.
-Watson.
-Tutaj Tomlinson.
-O witaj, co tym razem?
-Odebrałeś wczoraj naszą paczkę?
-Dostałem wczoraj z rana telefon od kogoś z was, że jednak nie będzie jej więc nie miałem co odbierać. Dlaczego pytasz?- zapytał a ja sam nie wiedziałem co jest
-Nikt od nas nie dzwonił aby odwołać paczkę a po za tym wiesz, że tylko Zayn, Liam, Niall lub ja odwołujemy takie rzeczy więc nic takiego nie miało miejsca. Chłopcy wczoraj zawieźli towar i odebrał go jakiś chłopak który powołał się na ciebie i powiedział, że ty nie mogłeś odebrać bo byłeś zajęty i jego wysłałeś aby odebrał.- powiedziałem i czekałem na jego reakcje
-To jest nie możliwe bo waszym towarem zajmuje się tylko ja i nikogo bym nie wysłał po to, znasz mnie i wierz jak pracuje. Wasze zlecenia realizuje osobiście i nikim się nie wyręczam. Stary nie wiem co jest na rzeczy ale sprawdzę swoich pracowników i dam ci znać jak coś będę wiedział.- odpowiedział a w jego głosie słyszałem złość i przerażenie
-Będę czekać. Możesz przyjechać do nas towar na przesyłkę?- zapytałem
-Daj mi 20 minut i będę.-odpowiedział i rozłączył się
-Zayn przyszykuj towar za 20 minut będzie tutaj Ben.- krzyknąłem i wróciłem do swoich zadań
Perspektywa Zayn’a:
Sprawdzałem akurat auta na wyścig i zadzwonili do mnie z Londynu, że nie dostali paczki. Zdziwiłem się bo z tego co pamiętam to Lou wysyłał ją i powinna już dawno być na miejscu. Dobrze wiem, że on dotrzymuje terminów i nigdy nie było tak aby się spóżnił z jaką kolwiek dostawą. Nie ukrywam, że był wściekły jak się o tym dowiedział ale się mu nie dziwie. Kazałem mu się uspokoić a sam postanowiłem wyjaśnić to wszystko.
-Zayn ja naprawdę nie wiem co się z tym towarem stało, zawieżliśmy tam gdzie zawsze._zaczeł się tłumaczyć Eric jak tylko weszlismy do mojego gabinetu
-Spokojnie zaraz wszystko się wyjaśni.-uspokoiłem go i kontynułowałem-Co się stało po przyjeżdzie na miejsce?-zapytałem
-Daliśmy jak zawsze znać,że już jesteśmy a z budynku wyszedł jakiś młody chłopak fakt byliśmy zdziwieni ale wytłumaczym wszystko i powiedził, że nie mamy czym się martwić. Nie zbyt ufnie dalismy mu towar. Poczekaliśmy aż wejdzie spowrotem do budynku i odjechaliśmy.
-Pamiętasz jak wyglądał ten chłopak?-miałem już pewne podejrzenia ale musiałem się upewnić
-Obcięty na łyso a na lewym przedramieniu miał tatuaż z kobietą pod parasolem. Tylko tyle byłem w stanie zobaczyć bo nie było tam bardzo oświetlone.
-To mi zdecydowanie wystarczy. Kurwa jeszcze ich tu brakowało.- no to teraz przesadzili, tego już za wiele.
-Louis…-wpadłem do jego gabinetu kiedy kończył rozmowe przez telefon.
-Towar już gotowy do odbioru?-zapytał
-Tak już się tym zajęli. Wiem kto zapierdolił na przesyłkę.
-Niech zgadne The Dangerous?-dokończył za mnie zdanie a jego głos był pełen jadu
-Louis kiedy będę martwy zaopiekuj się Rose i dziećmi. Nie chce aby cierpieli przez moją Alice. Przekaż im, że bardzo ich kocham i wytłumacz im całą tą sprawę i jak tylko sprawa trochę ucichnie a oni zostaną skazani to skontaktuje się z wami i podam namiary do miejsca gdzie jestem, a wtedy przyjedziecie do mnie.-wyznał Mark i udali się do Sali konferencyjnej gdzie omawiali plany związane z najbliższymi wydarzeniami.
***
-Mam nadziej, że każdy już wie dokładnie jak to będzie przebiegać. Nie możemy popełnić żadnego błędu, pamiętajcie.-powiedział Lou-Jak nie ma pytań to możecie wracać do swoich zadań i do zobaczenia jutro.-dodał i wyszedł z Sali w stronę swojego gabinetu
-Louis, zaczekaj.-zawołała Kat i dogoniła go w holu-Jak Rose się trzyma?- zapytała
-Już lepiej wraca do formy a po za tym co ja ci będę mówił. Przyjdź dzisiaj do nas to sama z nią pogadasz na pewno się ucieszy a jak jeszcze weźmiesz Emme to już na pewno się ucieszy z waszej wizyty. Przyda jej się trochę odskoczni od tego wszystkiego.-odpowiedział
-Sama nie wiem dlaczego wcześniej nie wpadłam na ten pomysł. To nic jej nie mów i zrobimy jej niespodziankę.- Lou pokiwał tylko głową- Do później.
***
Perspektywa Louis’a:
Sam już nie wiem co mam robić, staram się to jakoś ogarnąć ale to za wiele jak dla mnie. Wracam późnym wieczorem i wychodzę wcześnie rano. Nie mam nawet kiedy spędzić trochę czasu z Rose. Mama zawsze czeka na mnie i opowiada co się działo danego dnia i co z moja ukochana a mnie aż serce boli, że nie jestem przy niej w tym trudnym czasie dla nas wszystkich. Siedzę w firmie albo w siedzibie i nie cały czas jest coś do roboty. Mark przepisał już całą firmę na mnie i chłopaków aby nie było później problemów po jego odejściu.
-Louis co z ta wysyłką do Londynu?- powiedział Zayn po wtargnięciu do biura
-Wszystko powinno być gotowe a kontenery gotowe do wysyłki. Wczoraj upewniałem się czy gotowe i powiedzieli, że na dzisiaj już będzie.
-No to gówno bo nic nie ma kurwa. Dzwoniłem do nich i nie maja nic o takiej wysyłce w swojej bazie, byli wręcz zdziwieni moim telefonem.
-Tylko, że tego towaru już nie ma w magazynie bo wysłałem do zapakowania i powinien być na miejscu. To było ponad 100 kilo dragów. Nie mogły się rozpłynąć w powietrzu.-powiedziałem już całkowicie wściekły. Jeszcze tego nam brakowało aby ktoś przepuścił nie małą ilość tego złota. Rozpierdole tego kto to zrobił i nie będę ulgowo tego traktował.
-Eric kuźwa gdzie się chowasz i tak cię znajdę.- zaczęło się drzeć na cały budynek
-Co jest, nigdzie się nie chowam.- powiedział wychodząc z jednego z pomieszczeń magazynowych
-Co zrobiliście z towarem do wysyłki, gdzie on jest?
-Zawieźliśmy tak gdzie kazałeś. Na miejscu czekał na nas jakiś młody chłopak co mnie zdziwiło ale powiedział, że szef kazał mu odebrać bo nie mógł osobiście i żebyśmy się nie martwili o paczkę.-wyznał
-Co ja wam kurwa mówiłem o nieznajomych typach. Jesteście małymi dziećmi żeby was pilnować na każdym kroku. Myślałem, że to oczywiste aby nie przekazywać paczkami nikomu kto nie jest Benem. Tylko on odbiera nasze paczki a gdyby nie mógł to by dał cynk czy coś.
-Louis ja to załatwię a ty się uspokój bo nic dobrego z tego zaraz nie wyjdzie.-powiedział Zayn i poklepał mnie po ramieniu.-Wracaj do siebie a ja to ogarnę. Tak trudno zapamięta zasady które rządzą się tym biznesem. Wyciągnąłem telefon i aby zadzwonić do Bena i wyjaśnić to wszystko.
-Watson.
-Tutaj Tomlinson.
-O witaj, co tym razem?
-Odebrałeś wczoraj naszą paczkę?
-Dostałem wczoraj z rana telefon od kogoś z was, że jednak nie będzie jej więc nie miałem co odbierać. Dlaczego pytasz?- zapytał a ja sam nie wiedziałem co jest
-Nikt od nas nie dzwonił aby odwołać paczkę a po za tym wiesz, że tylko Zayn, Liam, Niall lub ja odwołujemy takie rzeczy więc nic takiego nie miało miejsca. Chłopcy wczoraj zawieźli towar i odebrał go jakiś chłopak który powołał się na ciebie i powiedział, że ty nie mogłeś odebrać bo byłeś zajęty i jego wysłałeś aby odebrał.- powiedziałem i czekałem na jego reakcje
-To jest nie możliwe bo waszym towarem zajmuje się tylko ja i nikogo bym nie wysłał po to, znasz mnie i wierz jak pracuje. Wasze zlecenia realizuje osobiście i nikim się nie wyręczam. Stary nie wiem co jest na rzeczy ale sprawdzę swoich pracowników i dam ci znać jak coś będę wiedział.- odpowiedział a w jego głosie słyszałem złość i przerażenie
-Będę czekać. Możesz przyjechać do nas towar na przesyłkę?- zapytałem
-Daj mi 20 minut i będę.-odpowiedział i rozłączył się
-Zayn przyszykuj towar za 20 minut będzie tutaj Ben.- krzyknąłem i wróciłem do swoich zadań
Perspektywa Zayn’a:
Sprawdzałem akurat auta na wyścig i zadzwonili do mnie z Londynu, że nie dostali paczki. Zdziwiłem się bo z tego co pamiętam to Lou wysyłał ją i powinna już dawno być na miejscu. Dobrze wiem, że on dotrzymuje terminów i nigdy nie było tak aby się spóżnił z jaką kolwiek dostawą. Nie ukrywam, że był wściekły jak się o tym dowiedział ale się mu nie dziwie. Kazałem mu się uspokoić a sam postanowiłem wyjaśnić to wszystko.
-Zayn ja naprawdę nie wiem co się z tym towarem stało, zawieżliśmy tam gdzie zawsze._zaczeł się tłumaczyć Eric jak tylko weszlismy do mojego gabinetu
-Spokojnie zaraz wszystko się wyjaśni.-uspokoiłem go i kontynułowałem-Co się stało po przyjeżdzie na miejsce?-zapytałem
-Daliśmy jak zawsze znać,że już jesteśmy a z budynku wyszedł jakiś młody chłopak fakt byliśmy zdziwieni ale wytłumaczym wszystko i powiedził, że nie mamy czym się martwić. Nie zbyt ufnie dalismy mu towar. Poczekaliśmy aż wejdzie spowrotem do budynku i odjechaliśmy.
-Pamiętasz jak wyglądał ten chłopak?-miałem już pewne podejrzenia ale musiałem się upewnić
-Obcięty na łyso a na lewym przedramieniu miał tatuaż z kobietą pod parasolem. Tylko tyle byłem w stanie zobaczyć bo nie było tam bardzo oświetlone.
-To mi zdecydowanie wystarczy. Kurwa jeszcze ich tu brakowało.- no to teraz przesadzili, tego już za wiele.
-Louis…-wpadłem do jego gabinetu kiedy kończył rozmowe przez telefon.
-Towar już gotowy do odbioru?-zapytał
-Tak już się tym zajęli. Wiem kto zapierdolił na przesyłkę.
-Niech zgadne The Dangerous?-dokończył za mnie zdanie a jego głos był pełen jadu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz